W oczekiwaniu na kolejną transzę...

Publikacja: 26.02.2014 01:00

W oczekiwaniu na kolejną transzę...

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Rząd dostrzegł bałagan legislacyjny i znalazł rozwiązanie. Przyjął w ubiegłym tygodniu projekt uchwały o dyscyplinie w tworzeniu prawa. Rządowe projekty i rozporządzenia dotyczące przedsiębiorców mają wchodzić w życie tylko dwa razy do roku; na początku stycznia i czerwca. Od uchwalenia do wejścia w życie nowych przepisów musi minąć co najmniej 30 dni, aby zainteresowani mogli się przygotować.

Chciałoby się powiedzieć: wreszcie, bo od lat proces legislacyjny w Polsce to prawdziwa wolna amerykanka. Prawo przygotowuje się i uchwala w sposób chaotyczny, często pod wpływem emocji, bez analiz, bez dbałości o długofalowy interes obywateli. A projekt może wnieść i forsować praktycznie każdy poseł czy świeżo upieczony minister lub jego zastępca mający zerowe pojęcie o legislacji.

Przykłady? Są niezliczone. Choćby przepisy o VAT od tzw. aut z kratką. Mimo że urzędnicy i ministrowie wiedzieli od dawna, że trzeba je przygotować, zostawili to na ostatnią chwilę. W efekcie na przełomie roku nikt nie wiedział, jaka będzie ich treść czy nawet termin wejścia w życie. Zdezorientowani byli przede wszystkim przedsiębiorcy, dla których zmiany miały istotny skutek finansowy. Nikt nie miał też odwagi wytłumaczyć się ze spowodowanego niedbalstwem bałaganu.

Jest też inny model „legislatora", w mojej opinii jeszcze gorszy od tego niechlujnego, zapominalskiego. Ten z kolei chce zmieniać świat jednym pociągnięciem pióra. W ostatnich latach bardzo modne stały się tzw. transze deregulacyjne: uwalniające ponoć przedsiębiorców od urzędniczej mitręgi, uproszczające, znoszące bariery itp.

Swoją transzę muszą mieć każdy szanujący się minister i wiceminister oraz co bardziej przebojowy poseł, zwłaszcza że deregulować u nas można praktycznie wyszystko: nie tylko biznes, ale i zawody, służbę zdrowia, administrację itp.

W efekcie powstaje zlepek setek dobrze wyglądających na papierze przepisów z różnych ustaw. Tak powstaje ustawa hybryda, która nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością.

Do klasyki przeszła np. transza deregulacyjna wicepremiera Pawlaka, po której wielu przedsiębiorców przez długie miesiące nie mogło się ?pozbierać.

W ostatnim pomyśle rządu, choć ma zapobiec takim patologiom, pobrzmiewa jednak fałszywa nuta. Bo w praktyce wnosi niewiele, poza oczywiście dobrym wrażeniem w stylu „dostrzegamy problem i próbujemy go rozwiązać" .

Tak już bowiem jest, że główny proces legislacyjny toczy się w parlamencie. A posłowie przez lata wyspecjalizowali się w sztuczkach – jak uchwalić prawo szybko i bez kłopotów, jeżeli oczywiście partyjny interes tego wymaga.

Jedną z nich są rządowe „wrzutki". Kiedy w grę wchodzi czas lub kłopotliwe konsultacje, lepiej od razu wprowadzić do Sejmu swoje pomysły jako poselskie. Wtedy żadne ograniczenia, choćby jak te planowane, nie wchodzą w grę.

Dlatego podobne obostrzenia należałoby nałożyć na Sejm. Ale to już chyba zbyt duże wyzwanie. Niedawna propozycja posłów opozycji dotycząca zmian w regulaminie Sejmu wylądowała ekspresowo w koszu.

W erze legislacyjnego populizmu, modnych transz deregulacyjnych i perspektywy zbliżających się wyborów byłyby to zbyt daleko idącym poświęceniem.

Zapraszam do lektury najnowszego numeru „Rzeczy o Prawie".

Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Prezes UODO jednak też strzela każdemu
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Deregulacja VAT
Opinie Prawne
Zacharski, Rudol: O niezależności adwokatury przed zbliżającymi się wyborami
Opinie Prawne
Tomasz Tadeusz Koncewicz: najściślejsza unia pomiędzy narodami Europy
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Dane osobowe też mają barwy polityczne