Rz: Niedawny raport organizacji Dziennikarze bez Granic pokazał, że Polska należy do krajów o największej wolności prasy, a sytuacja u nas jest lepsza niż np. w Wielkiej Brytanii. Równocześnie zdarzają się spory o wolność słowa, które swój finał mają w Trybunale w Strasburgu i są tematem pańskich analiz i wykładów. Jak jest z tą wolnością w Polsce?
Anthony Lester:
Nie chciałbym sam dawać takich ocen. Zresztą w tym zestawieniu, które pan przytoczył, Stany Zjednoczone uplasowały się niżej od Polski, choć tam sytuacja wygląda całkiem nieźle. Nie dziwi mnie natomiast spadek pozycji Wielkiej Brytanii. To efekt zmian w prawie prasowym po nadużyciach dziennika „News Of The World". Podsłuchiwał on wiele znanych osobistości. Co się zaś tyczy Polski, to zadziwia mnie, że wciąż obowiązuje prawo prasowe z 1984 r. Powinno być zastąpione przepisami odpowiadającymi standardom demokracji. I to właśnie przestarzałe prawo jest przyczyną sporów o wolność prasy.
Na przykład z powodu prawa do autoryzacji wypowiedzi dla prasy? Bo o to też toczyły się strasburskie spory.
Wierzę w rzetelne dziennikarstwo i wierzę, że moi rozmówcy sprawdzają fakty, zanim o nich napiszą, a usłyszanych wypowiedzi nie przekręcają. Dlatego przewidziane w polskim prawie prasowym prawo do autoryzacji wypowiedzi wtłacza dziennikarza w sztywny gorset, a to jest sprzeczne z ideą wolności prasy. Polska to jeden z niewielu krajów europejskich, w którym takie przepisy istnieją. Jest jednak pewien problem, i to w mojej ojczyźnie, ze swobodą cytowania i ingerencją w życie prywatne.