Wyraźnie jest to nie w smak fiskusowi. Wiadomo wszak od dawna, że podatnik nie jest od tego, by cokolwiek odliczać i by mu jakiekolwiek wydatki zwracać z kasy państwa. Podatnik jest od tego, by płacić. Im więcej, tym lepiej. Skoro w przepisach pojawiła się możliwość odliczenia 100 proc. VAT od auta kupionego na cele firmowe, jest jasne, że podatnik zechce z niego skorzystać. ?A przy tym pewnie jeszcze fiskusa oszukać. Trzeba mu więc to uniemożliwić.
Najprościej byłoby zabronić. Ale się nie da. Trzeba więc wymyślić odpowiednią karę. Jak stwierdził przedstawiciel Ministerstwa Finansów, musi być odstraszająca.
No, to jest pomysł! Ministerstwo wymyśliło, że przedsiębiorcy, którzy podejmą ryzyko pełnego odliczenia VAT, muszą złożyć w urzędzie specjalną informację i prowadzić ewidencję przebiegu pojazdu, a w niej zapisywać m.in., kiedy, gdzie i po co pojechali autem. Wystarczy zboczyć do sklepu, by odliczenie stracić.
Nie byłoby to jednak takie straszne. Trudno, odliczyłam pieniądze, zgrzeszyłam, teraz je więc zwrócę. Nawet z odsetkami. Nic z tego. Fiskus chce dodatkowej kary. I to astronomicznej, bo za prywatną przejażdżkę firmowym autem ma grozić sankcja w wysokości 16 mln zł. Gorsze byłoby tylko zbudowanie szubienicy, a potem znalezienie choćby jednego nieszczęśnika, który zechce skorzystać z pełnego odliczenia.
Nie ma chyba przedsiębiorcy, który ryzykowałby całym swoim biznesem starcie z urzędem skarbowym z takim umocowaniem w przepisach. A fiskusowi o to przecież chodzi. Jego zamysł jest prosty i skuteczny. Boję się, że może się utrwalić. I w przyszłości w kodeksie karnym skarbowym pojawią się nowe formy kar. Bankructwo, podwójne bankructwo, a może nawet bankructwo z perspektywą pracy na zmywaku przez kolejne 300 lat.