Od 2002 roku nie było w Polsce zasadniczych zmian dotyczących ustawodawstwa w zakresie samorządu terytorialnego. Tak, jakby system działał bez zarzutu i niczego nie trzeba było w nim poprawiać. Tymczasem z faktu, że ludzie do samorządu się przyzwyczaili, traktując go już jak swego rodzaju oczywistość, nie wynika, że wszystko jest w porządku. Przyjęty w 1990 roku model dochodzi do kresu swych możliwości pod wieloma względami, więc zbliża się czas znalezienia remedium na problemy.
Reformy będą rzeczą trudną ze względu na brak woli politycznej i protesty poszczególnych grup obawiających się utraty swych przywilejów, tym niemniej potrzebę zmian dostrzega wiele środowisk i instytucji. Należą do nich Kancelaria Prezydenta oraz Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Zespół prezydencki przygotował w 2013 roku projekt ustawy o współdziałaniu w samorządzie terytorialnym na rzecz rozwoju lokalnego i regionalnego oraz o zmianie niektórych ustaw, nad którym obecnie trwają prace w parlamencie, a MAiC skierował do Sejmu w lipcu 2014 roku projekt zmiany ustawy o samorządzie terytorialnym. Sęk w tym, że nikomu nie przyszło do głowy, by te dwie propozycje pochodzące z różnych ośrodków władzy skoordynować.
Zawinił tu brak jednego miejsca odpowiedzialnego za sprawy samorządowe, o czym pisze w raporcie „Samorząd 3.0" Forum Od-nowa, ale także charakterystyczna dla polskiego życia publicznego tendencja do działań zatomizowanych, w myśl zasady, że „każdy uprawia swój ogródek". Wystarczy przypomnieć, że poszczególne elementy działań samorządów, przede wszystkim organizacyjnych i finansowych, leżą w gestii aż 6 ministerstw (głównie Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, oraz Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, ale także Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz Ministerstwa Kultury). Nie ma żadnego organu, ani osoby, które scalałyby te kwestie.
O ile propozycja legislacyjna MAiC jest spójna wewnętrznie i ma na celu wprowadzenie konkretnych rozwiązań systemowych – Centrów Usług Wspólnych idących w stronę zwiększania samodzielności samorządów czy zachęt do łączenia gmin odpowiadających na rosnące problemy demograficzne – o tyle projekt prezydencki stanowi zbiór dość luźno powiązanych pomysłów, mieszczących się, niestety, w krytykowanym przez środowisko samorządowe i wielu ekspertów nurcie przeregulowywania działalności JST.
Detalicznie rozpisane na 112 stronach mechanizmy, jakie się w nim proponuje, za wspólny mianownik uznają doprowadzenie do wzrostu roli obywateli w procesie podejmowania decyzji, zwiększenie uprawnień radnych oraz wyrównanie dysproporcji we wpływaniu na życie społeczności lokalnej różnych szczebli samorządów. W istocie jednak projekt prezydencki może skutkować znaczącym utrudnieniem codziennego funkcjonowania administracji samorządowej, narzucając odgórnie formy organizowania się czy posiadania określonych ciał o charakterze decyzyjnym. To nic innego, jak mnożenie bytów nad potrzebę, co w przeinstytucjonalizowanym kraju zakrawa na szczególny paradoks. Tworzenie poprzez prawo warunków do realnego wpływu mieszkańców na działania struktur gminnych samo w sobie jest słuszne. Ale wymaga równocześnie głębszego ruchu systemowego, który w szeroki sposób przywróciłby podstawową zasadę samorządności – samodzielność wspólnot w organizacji swoich spraw i działania „na miejscu".