Dawno temu ktoś mądry (policjant William Potts w Detroit w 1920 r.) wpadł na pomysł zainstalowania w sygnalizatorach na skrzyżowaniach, poza zielonym i czerwonym, również światła pomarańczowego. Pomysł tak genialny, jak prosty. Pozwala nam właściwie przygotować się na zmianę – rozpocząć hamowanie albo odblokować hamulec ręczny i wrzucić bieg, żeby przygotować się do ruszenia. Dzięki temu jazda jest bardziej płynna i bezpieczna. Taką samą rolę w systemie prawnym pełni instytucja tzw. vacatio legi, czyli okresu od chwili, gdy oficjalnie (poprzez ogłoszenie w Dzienniku Ustaw) znana jest treść nowych lub zmienionych przepisów, do momentu ich wejścia w życie (czyli momentu od kiedy mamy je stosować).
Hamować ?czy przyspieszać
Termin „vacatio legis" zyskał niebywały rozgłos na początku października, kiedy okazało się, że naszej administracji nie wystarczyło 13 dni, żeby opublikować ustawę istotnie zmieniającą przepisy ustaw o podatkach dochodowych. Skutkiem tego regulacje tzw. CFC (podatek od zagranicznych spółek kontrolowanych) nie weszłyby w życie od stycznia 2015, tylko (w większości wypadków) od stycznia 2016. Inercja publikatora oraz domniemana kwota strat budżetowych tym spowodowanych sprowokowała media i opozycję do zadania kilku pytań naszej administracji. Ta zareagowała z refleksem godnym kierowcy Formuły 1, rozpoczynając natychmiast proces legislacyjny zmierzający do zmiany ustawy przed chwilą opublikowanej. Przy utrzymaniu tego tempa prawdopodobieństwo uchwalenia i ogłoszenia tej zmiany w terminie do końca listopada (czyli zachowując jednomiesięczny okres vacatio legis uznawany dotychczas za minimalny w zmianach dotyczących podatków) jest całkiem spore.
Pojawiły się wątpliwości, czy takie działanie jest konstytucyjne. Sprawa nie jest jednoznaczna, argumenty można znaleźć na poparcie obu tez. Natomiast trudno zaprzeczyć temu, że obywatel (przedsiębiorca) przez ostatnie kilkanaście dni zdążył otrzymać kilka sprzecznych informacji: przepisy mają wejść za trzy miesiące; ale wejdą w styczniu 2016; nie, chyba jednak wejdą już w styczniu 2015; ale jeszcze nie wiadomo, bo proces legislacyjny się dopiero rozpoczął; a poza tym to zobaczymy, co jeszcze powie Trybunał Konstytucyjny... Uff... No i same przepisy też jasne nie są, skoro administracja tłumaczyła się, że ustawy nie opublikowano do końca września, bo nikt nie zauważył, że to ważne... A i sama nazwa tego ekspresowego projektu ustawy – „Ustawa zmieniająca ustawę o zmianie ustawy o..." – jest warta szczególnego odnotowania.
Podatnik jak kierowca
Zobaczmy, jak ta cała sytuacja wygląda z punktu widzenia podatnika (kierowcy). Podjeżdżam do skrzyżowania, widzę światło pomarańczowe, hamuję, zakładając, że zaraz będzie czerwone. A tu nie, jednak zapala się zielone (więc przestaję hamować), które bardzo szybko zmienia się na pomarańczowe, może nawet pulsujące (nic nie robię, bo się zastanawiam, czy to nie zwarcie w systemie...), a potem jeszcze szybciej znowu czerwone (ostre hamowanie). Tak wygląda obecnie obraz nowelizacji w oczach przeciętnego przedsiębiorcy. Nie przesądzając materii konstytucyjności lub jej braku, myślę sobie, że poczucie pewności prawa i poczucia wsparcia działalności gospodarczej przez państwo u przedsiębiorców raczej nie wzrosło.
Powie ktoś: ale przecież te przepisy mają uderzyć w tych, którzy wyprowadzają dochody za granicę, to piraci drogowi, więc możemy grać ostro. Może. Tak na marginesie pamiętajmy jednak, że piraci drogowi to tacy, którzy łamią przepisy. Opodatkowanie zagranicznych spółek kontrolowanych (CFC) nie ma na celu walki z czymś nielegalnym. Ma na celu opodatkowanie dochodów, których dotychczasowe przepisy nie opodatkowywały albo opodatkowywały później. Wprowadzenie przepisów CFC to nie ustawienie fotoradaru na skrzyżowaniu, żeby fotografował wjeżdżających na czerwonym świetle. To zmiana koloru na sygnalizatorze. Jak światło do lewoskrętu zmienia się z zielonego na czerwone, to także tutaj pomarańczowe byłoby wskazane...