W mniejszej skali takie wpadki zdarzają się ciągle: mieliśmy np. bezmyślne odrywanie dzieci od matki przez policję, zajmowanie traktora należącego nie do dłużnika, tylko do jego szwagra, a ze spraw drobniejszych, za to masowych, karanie za kilka minut nieopłaconego parkowania.
Skąd ten formalizm i nadgorliwość urzędnicza? Pomijając przypadki patologiczne: próby korupcyjne czy udawanie wydajności urzędniczej, stoi za tym, moim zdaniem, od lat lansowana filozofia, że procedury prawne są najważniejsze, ważniejsze niż sam efekt ich stosowania.
Usprawiedliwiając przedłużenie ciszy wyborczej (w dużym stopniu nieszczelnej, ale może mającej pewne zalety), wiceprzewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej tłumaczył, że po prostu tak zadziałało prawo, a PKW nic do tego nie miała. Art. 47 kodeksu wyborczego, który mówi, że gdyby wskutek nadzwyczajnych wydarzeń głosowanie było przejściowo uniemożliwione, obwodowa komisja wyborcza może je przerwać lub przedłużyć nawet do dnia następnego, po uzyskaniu zgody komisji wyborczej wyższego stopnia. Z kolei art. 115 stanowi, że do zakończenia głosowania zabrania się podawania do publicznej wiadomości wyników sondaży oraz wyników wyborów.
Zwróćmy uwagę na słowa „nadzwyczajne wydarzenia" oraz „komisja może". Otóż nie widzę w zdarzeniu w lokalu wyborczym w Kowalach nic nadzwyczajnego. Śmierć 80-letniej osoby niebędąca następstwem zawinionego wypadku czy tym bardziej przestępstwa (smutna dla rodziny) jest naturalnym zdarzeniem, jak tysiące podobnych przypadków śmierci na chodniku czy ławce w parku. Zresztą przerwa w głosowaniu w tej małej miejscowości trwała od 17.30 do 19, a więc do 21 były jeszcze dwie godziny, aby wszyscy chętni oddali głos. Przecież w drodze do lokalu wielu z nas napotyka jakieś trudności, a to autobus uciekł, a to dziecko zachoruje... Nawet opasły kodeks wyborczy nie przewidzi wszystkich sytuacji.
Po to są komisje wyborcze, łącznie z PKW, po to są urzędnicy, aby prawo rozsądnie stosowali. Nie mogą państwem kierować ślepe paragrafy.