Rz: Nowy regulamin urzędowania sądów ma ułatwić życie interesantom i usprawnić pracę sądów. Myśli pan, że rzeczywiście pomoże?
Maciej Strączyński: Politycy myślą, że tak, bo wierzą we wszechmoc ustanowionego przez samych siebie przepisu. A to mrzonki. Żeby naprawdę coś usprawnić, trzeba zapytać o pomysły tych, co sądzą. Bo tylko praktyk wie, jak konkretny przepis zadziała.
W regulaminie jest przepis, który obliguje sąd orzekający w konkretnej, większej sprawie, do zaplanowania na posiedzeniu organizacyjnym kilku lub kilkunastu terminów rozpraw. Da się?
To niewykonalne. Wyobraźmy sobie, że w dużej sprawie sąd wyznacza kilkanaście terminów. Na pierwszy przychodzi obrońca jednego z oskarżonych i przedstawia zaświadczenie lekarskie, że jego klient przez dwa tygodnie nie może brać udziału w rozprawach. Sędzia nie zdąży już wyznaczyć na zaplanowane wcześniej terminy innej sprawy. W efekcie zamiast spaść jeden z nich, spada 20 i sędzia przez miesiąc nic nie robi.
Jest na to jakiś sposób?