Ktoś może się obruszyć, że to czysta supozycja, która rzuca cień na firmy zajmujące się utylizacją odpadów. Jeśli to jednak tylko pomówienia, to czemu nie płoną surowce wtórne, które łatwo sprzedać?
Nikt nikogo za rękę nie złapał. Gdyby złapał, można by mówić o przestępstwie. W tym wszystkim nie chodzi tylko o rozniecenie ognia, który mógłby zagrozić innym, czy sprowadzenie zagrożenia na własnych pracowników albo mienie. Płonące odpady wydzielają toksyczne substancje, które nie są dla mieszkających w sąsiedztwie ludzi obojętne.
Wygląda na to, że wróciliśmy do kapitalizmu z epoki pary, przynajmniej w umyśle niektórych „przedsiębiorców". Jeśli model biznesowy zakładu utylizacji odpadów ma w założeniu zgarnięcie szmalu za zakontraktowaną pracę, która nie jest wykonana, za to podtruwani są okoliczni mieszkańcy, a cały bałagan sprząta straż pożarna finansowana z pieniędzy tychże podtruwanych obywateli, nie jest to biznesplan, lecz działalność przestępcza. Dodatkowo za owo „nieszczęście" można wyłudzić odszkodowanie, czyli znów dostać szmal na koszt pozostałych płacących ubezpieczycielowi składki.
Nie po to jednak powstały składowiska odpadów. Może powstrzymajmy na moment entuzjastów nowych ekologicznych regulacji, a poświęćmy nieco czasu na dopracowanie egzekwowania przepisów już istniejących, by ideały ekologii nie obracały się przeciw ludziom. Bo jeśli nie można założyć uczciwości, to trzeba ją wyegzekwować. Jak rzekł Dawid Halpern w „Ziemi obiecanej":
–Dla mądrych jest zawsze dobry czas.