Trwają wybory do Rady Doskonałości Naukowej (RDN), instytucji powołanej ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym z 2018 r. Zastąpiła ona Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów. Rada ma istotne kompetencje m.in. w postępowaniach o nadanie stopnia doktora, doktora habilitowanego i o nadanie tytułu naukowego (tzw. profesura tytularna). Rada między innymi wyznacza większą część członków komisji habilitacyjnych, w tym dwóch recenzentów i przewodniczącego. Odgrywa jeszcze większą rolę w postępowaniu o nadanie tytułu naukowego, wskazując wszystkich recenzentów i decydując o przedstawieniu prezydentowi RP kandydata na profesora tytularnego (tzw. belwederskiego). Rada rozpoznaje też odwołania od uchwał rad wydziałów w sprawie nadania stopnia doktora i doktora habilitowanego.
Oczywiste jest, że osoby, które wchodzą w skład RDN, z racji spoczywającej na nich odpowiedzialności powinny wykazywać się najwyższymi kompetencjami naukowymi. Uważamy, że powinni także mieć odpowiednie przymioty moralne, przynajmniej te powiązane z nauką i działalnością publiczną. Ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym wymaga od członka RDN nieposzlakowanej opinii. Członek RDN nie powinien mieć także na koncie problemów np. z plagiatami czy naruszaniem dobrych obyczajów w nauce. Czy jednak tylko o to chodzi?
Czytaj więcej
Publicznie stawiane zarzuty nie zdyskwalifikują z góry kandydata do prestiżowego gremium, jeśli s...
W krótkich żołnierskich słowach
Do Rady kandyduje obecnie prof. UMCS Tomasz Demendencki. Jest neosędzią w SN. Zdaniem wielu, w tym nas, nie jest więc sędzią z uwagi na rażące naruszenie konstytucji w procesie powołania go (rekomendacja nielegalnej neo-KRS), której nie konwaliduje sam akt mianowania przez prezydenta. Nielegalność procesu nominacyjnego do Sądu Najwyższego z udziałem neo-KRS w świetle standardów europejskich została wielokrotnie potwierdzona w orzecznictwie obu europejskich trybunałów: Unii Europejskiej i Praw Człowieka. Uczestnictwo w procedurze rażąco łamiącej konstytucję, prawo unijne i europejską konwencję praw człowieka kompromituje go także jako profesora i w pełni uzasadnia ocenę, że kandydat do RDN nie jest osobą godną pełnienia ważnej funkcji w RDN. Sprawa prof. Demendeckiego stała się głośna po tym, jak prof. Michał Romanowski otrzymał od kandydata, jak wielu z nas, e-mail nakłaniający do głosowania na niego. Prof. Romanowski odpowiedział we właściwy mu wyrazisty sposób. I upublicznił tę odpowiedź m.in. w „Rz” (z 4 września 2023 r.). Kilka dni później, również na łamach „Rz”, odniósł się do tego pełnomocnik T. Demendeckiego, uznając, że bycie neosędzią SN ma się nijak do jego dorobku naukowego i nie przeszkadza w ubieganiu się o wybór do RDN. W dorobku akademickim prof. T. Demendeckiego jest jednak również promowanie doktoratu Łukasza Piebiaka, byłego wiceministra sprawiedliwości, który odszedł w niesławie z MS w związku z tzw. aferą hejterską (promocja doktoratu nastąpiła już po tej aferze). Z tym prof. T. Demendecki także nie miał problemów.
Opisywana kwestia ma jednak charakter bardziej uniwersalny: jak w ogóle odnosić się do osób, które mają niekwestionowany dorobek naukowy, ale same naruszają swoje dobre imię, kompromitując się uczestnictwem w nielegalnej procedurze wyboru do SN? Zresztą nie chodzi tylko o sam casus neosędziów SN. Kilka lat temu rada Wydziału Prawa i Administracji UŁ uniemożliwiła przeprowadzenie tzw. odnowienia doktoratu prof. Michała Seweryńskiego. Nikt w RW nie kwestionował jego dorobku naukowego. Jednak prof. Seweryński (były minister nauki w rządzie PiS, były rektor UŁ i senator PiS) zdaniem rady WPiA UŁ nie zasłużył na uhonorowanie dorobku z powodu wcześniejszego, aktywnego udziału w przeprowadzonym przez PiS w 2017 r. ataku na niezawisłość sędziów i niezależność sądów. W dyskusji mówiło się, że należy rozdzielać dorobek naukowy od działalności politycznej. Niemniej jako rada WPIA UŁ uznaliśmy, że tego nie da się oddzielić. Podkreślmy przy tym z całą mocą, że nie chodzi tu ani o działalność polityczną, ani o przynależność partyjną, ani o poglądy. Chodzi o świadomy i aktywny udział w niszczeniu praworządności i łamaniu konstytucji. A to nie to samo.