Może tego z zewnątrz nie widać, ale atmosfera w Trybunale Konstytucyjnym jest gorąca. Z kilku co najmniej powodów. Na pierwszy plan wysuwa się sprawa kierownictwa tego organu. Już przed rokiem prof. Stanisław Biernat, były wiceprezes TK pisał na naszych łamach, że po analizie rozlicznych ustaw zwanych naprawczych, uchwalanych przez parlament w 2016 roku, które skończyły się wprowadzeniem tam trzech osób, które zajęły legalnie obsadzone urzędy sędziowskie, doprowadzono do ogromnego zamieszania. Ustaw było kilka, a każda zmieniała stan prawny dotyczący sędziów. Skutkiem zaś jest to, że Julia Przyłębska została powołana na prezesa TK na mocy przepisu, który wyznacza jej sześcioletnią kadencję. Upływa ona właśnie 20 grudnia 2022 roku.
Czytaj więcej
Prof. dr hab. Stanisław Biernat Za 13 miesięcy upłynie sześć lat zajmowania stanowiska prezesa Tr...
I co? Może się wydawać, że nic, bo biuro Trybunału zakomunikowało jakiś czas temu, że ta interpretacja jest błędna, a pani prezes będzie rządzić TK do końca swej sędziowskiej kadencji. Podobnie mówi rzecznik rządu Piotr Mueller. Tylko że może się okazać, iż to nie załatwia sprawy, bo w Trybunale – jak słyszę z różnych źródeł - atmosfera jest napięta.
Nie wszyscy bowiem mówią tam jednym głosem – choć nie oznacza to niestety, że wybrani tam prawnicy reprezentują pełne spektrum opinii, jakie przewijają się w debacie publicznej. Przeciwnie: stanowią reprezentację jej mniejszości. Ale i tak bywa, że Stanisław Piotrowicz musi zmierzyć się z tym, że mówi się do niego „panie pośle”, a Mariusz Muszyński – „panie profesorze”, który to tytuł bez wątpienia mu przysługuje.
Każdy członek Trybunału prezesowską buławę trzyma w plecaku, więc teoretycznie każdy może zostać wybrany na prezesa. Ale aby tak się stało powinien uzyskać poparcie w 15-osobowym zgromadzeniu sędziów TK, które wyłoni kandydatury dla prezydenta – to on bowiem wybiera spośród nich prezesa.