W wielu opracowaniach historia prawodawstwa na ziemiach polskich zaczyna się dopiero od chwili odzyskania niepodległości po I wojnie światowej. Jak gdyby wcześniej nie istniało nic, a akty prawne z pierwszej połowy XX w. były efektem cudownych objawień. No bo przecież o czasach zaborów nie wypada powiedzieć nic dobrego. Powstania, zsyłki, kontrybucje – oto cała nasza wiedza o tym okresie. Nie ukrywam, że sama przez wiele lat mniej więcej takie miałam wyobrażenie. Z czasu studiów wyniosłam wiedzę o kilku na krzyż kodeksach pisanych ręką okrutnego zaborcy, jednak bez wnikania w ich treść. Jakież było moje zdumienie, gdy zaczęłam czytać dawne akty prawne. Zaskoczyła mnie przede wszystkim ich liczba, stopień uszczegółowienia, tj. zakres spraw, którymi interesowała się władza, oraz czytelność. Prostota języka wielu zaborczych ustaw mogłaby wprawić w zakłopotanie współczesnego ustawodawcę.
Czujne oko magistratu
Dziś może o aktach lokalnych. W zbiorach Archiwum Narodowego w Krakowie odnaleźć można ponad 1000 dawnych obwieszczeń, odezw, rozporządzeń itp. Wskazują na bardzo wysoki poziom administracji państwowej pod zaborem austriackim w drugiej połowie XIX w. i na początku XX w. Powiem krótko: miłościwie panującego Franciszka Józefa interesowało wszystko, wszystko musiał mieć na oku (swoim lub przynajmniej swoich urzędników). Krakowski magistrat czuwał się nad każdą sprawą. Nie wierzą państwo? No to zajrzyjmy do obwieszczenia z 1907 r.:
A teraz zajrzyjmy do obwieszczenia z 1895 r.:
Z domokrążcami w miastach od zawsze był problem. Jedni cisnęli się na dziedzińce kamienic, by donośnym krzykiem obwieszczać swój interes. Ot, kacap z drewnianym kubłem lodów na głowie wrzeszczał na całe gardło „Sachar mrożony!", za nim wparowywał na dziedziniec handlarz szmat, a potem sprzedawca wyrobów drucianych. Istne skaranie boskie. Inni chodzili po domach. Jednym słowem, od rana do zmroku nie dało się zmrużyć oka, ciągle ktoś przeszkadzał, ciągle ktoś hałasował. W dodatku sprzedawane w ten sposób produkty pozostawiały wiele do życzenia. Aż w końcu jakiś niezadowolony obywatel pobiegł do magistratu ze skargą i oto w 1897 r. wydane zostało takie obwieszczenie:
W ostatnich czasach przychwycono w Krakowie osoby sprzedające po domach mięso dla zdrowia ludzkiego szkodliwe.