Likwidacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego jest polityczną klęską obozu władzy. Właśnie bowiem upadł jeden z kluczowych elementów reform sądownictwa rozpoczętych przez Zjednoczoną Prawicę po 2015 r. Na dodatek za chwilę PiS będzie musiał zmierzyć się z kosztami tego nieudanego projektu w związku z miliardową karą naliczoną przez Trybunał Sprawiedliwości UE za niewykonanie zabezpieczeń blokujących działanie izby.
Niewątpliwie jednak jej likwidacja i wejście w życie przepisów determinujących budowę nowego organu kończy spór z unią o system dyscyplinarny dla sędziów w Polsce. Mimo pojawiających się zastrzeżeń – płynących głównie z Parlamentu Europejskiego, a wskazujących na wadliwość przyjętych nowych rozwiązań – podstawa sporu zanika. Wyrok TSUE i środki zabezpieczające zostały przez Polskę wykonane, nowej podstawy prawnej do kwestionowania czegokolwiek w tworzonym na nowo systemie na razie brak. A to oznacza, że teraz Komisja Europejska będzie musiała zdecydować, czy unijne środki na Krajowy Plan Odbudowy zostaną odblokowane. Prawdopodobne jest, że zgodnie z deklaracjami Ursuli von der Leyen pierwsze transze w wysokości kilku miliardów euro zostaną wypłacone jesienią. Mimo podziału wśród komisarzy trudno będzie komisji kontynuować zaostrzony kurs wobec Polski. Gdyby deklaracja szefowej KE okazała się blefem, relacje z rządem w Warszawie zostałyby zamrożone, a rodzący się w bólach dialog wokół kwestii praworządności – przerwany. A tego w obliczu wojny na Wschodzie chyba nikt nie chce. Zwłaszcza, że środowisko europosłów zbliżonych do Zbigniewa Ziobry i pisowskich „jastrzębi" już mówi o środkach odwetowych za blokadę funduszy, które moglibyśmy zastosować, łamiąc jednomyślność w kluczowych dla unii sprawach.