Ostatnia debata w Parlamencie Europejskim o praworządności w Polsce daje dużo do myślenia. Sami europosłowie nie zaskoczyli. Chłoszcząc rytualnie „pisowską Polskę”, która jawi się jako reżim autorytarny, a nawet „mini–Rosja”, bo takie sformułowanie również padło. Ta wyostrzona retoryka jest od lat stałym elementem debaty o naszym kraju. Tyle że niewiele z niej wynika w praktyce. No, może poza politycznym pogłosem, który kształtuje kierunek, w którym zmierza Wspólnota. Znacznie ciekawsze było wystąpienie Ursuli von der Leyen, na którą we wtorkowej debacie spadła fala krytyki ze strony głównych w PE liberalnych-lewicowych ugrupowań. Te nie widzą w PiS partnera do zasiadania przy jednym europejskim stole. Nie dziwi więc, że zapowiedź aktywacji polskiego Krajowego Planu Odbudowy wywołała aż tak ostry sprzeciw.
Niemka przyjęła postawę obronną, przekonując europosłów, że pomimo tego kroku zostaje ciągle po tej samej stronie mocy. Jeżeli jej wystąpienia słuchali nad Wisłą orędownicy kompromisu, przekonani, że już nic nie przeszkodzi, aby unijne miliardy trafiły na polskie konta, mogli poczuć niepokój. Szefowa Komisji Europejskiej nie tylko przypomniała, że transze dotacji i pożyczek są uzależnione od faktycznego wdrożenia ustawy likwidującej Izbę Dyscyplinarną oraz postępów w budowie nowego systemu dyscyplinarnego. Jej wypowiedź sprawiała także wrażenie, że warunki stawiane Polsce ulegają właśnie rozciągnięciu i uszczegółowieniu.
Czytaj więcej
W Parlamencie Europejskim we wtorek odbyła się debata dotycząca praworządności w Polsce. Jej przesłanie przekazała Ursula von der Leyen - Nie wydamy Polsce absolutnie żadnych środków do momentu zrealizowania reform.
Komisarz wprost stwierdziła, że nowy twór dyscyplinarny musi znacząco różnić się od obecnej ID i być zgodny z wyrokami TSUE. Bardzo łatwo znaleźć tu echa dylematu zasiadania w nowym sądzie dyscyplinarnym sędziów z likwidowanej ID, których status sędziowski jest podważany. Tymczasem nowa ustawa, którą polski parlament przyjmie w tym tygodniu, przewiduje taką możliwość.
Zadaniem Ursuli von der Leyen również kwestionowanie statusu innego sędziego nie może zostać uznane za wykroczenie. To również mało akcentowany dotąd wątek. I trzeba przyznać, bardzo trudny w realizacji dla PiS, zarówno politycznie, jak i prawnie. W październiku 2021 r. kierowany przez Julię Przyłębską polski TK na wniosek premiera wydał wyrok, w którym, powołując się na wyższość Konstytucji RP nad prawem UE, zakazał kontrolowania legalności powołania jednych sędziów przez drugich. Jako że podważa się w ten sposób prerogatywy prezydenckie, grożą za to surowe sankcje dyscyplinarne.