Dobrze zatem, że upubliczniony w czwartek tzw. pakiet Morawieckiego zawierający ponad 100 propozycji usprawnień – głównie dla małych i średnich firm – przerywa ten impas. To też dobry sygnał dla wzburzonego rynku.
Rozmach planowanych reform jest bardzo duży. I tak, krótsze i mniej uciążliwe mają być kontrole, bardziej przyjazna administracja i jej procedury, sprawniejsze sądy, łatwiejsze ma być też dziedziczenie firm, a przedsiębiorcy nie będą musieli trzymać akt pracowniczych w szafie. Aż chciałoby się powiedzieć: dla każdego coś miłego.
W zasadzie takim planom można tylko przyklasnąć, bo przecież przedsiębiorcy upominają się o to od dekad. Jest tylko jeden warunek – że reformy naprawdę zostaną zrealizowane i będą spójne z otoczeniem rynkowym.
Warto bowiem pamiętać, że pomysłów na ulżenie przedsiębiorcom w ostatniej dekadzie było co niemiara. Pojawiały się różne pakiety i transze deregulacyjne. Był m.in. pakiet Pawlaka, Szejnfelda, była komisja „Przyjazne Państwo" Palikota. Było dużo szumu i obietnic składanych w świetle kamer. A potem wszystko rozchodziło się po kościach, bo uciążliwe kontrole i arbitralność urzędniczych decyzji jak były, tak są, przewlekłość procesów gospodarczych jest nie mniejsza. Przedsiębiorcy zaś, chociaż od wprowadzenia pierwszych komputerów do firm minęło już ponad 30 lat, nadal muszą trzymać akta pracownicze w szafie.