Dziś brak reprywatyzacji szczególnie odczuwają właśnie samorządy. Dlaczego tak jest?
Plany zagospodarowania przestrzennego, strategiczne rozwiązania i inwestycje przygotowuje się teraz w warunkach niepewności prawnej związanej z roszczeniami. Łatwo w takich warunkach działać w szarej strefie, zdobywać mienie przez tych, którym się ono nie należy, handlować roszczeniami itp. Gdy nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, patologie są niemal oczywiste.
Niejednokrotnie samorządy muszą też zaspokajać roszczenia, i to w 100 proc. po obecnych cenach rynkowych. Tłumaczenie, że nie stać nas było na ustawę reprywatyzacyjną, która przewiduje pokrycie tylko części roszczeń , i akceptowanie stanu, w którym byli właściciele na drodze sądowej odzyskują 100 proc. mienia, to kosztowne nieporozumienie.
Co najbardziej przeszkadzało, aby przeprowadzić w Polsce reprywatyzację?
Reprywatyzacja ma wiele aspektów: moralny, prawny, społeczny, ekonomiczny czy polityczny. W Polsce, inaczej niż w innych krajach, wyjątkowego znaczenia nabrał ten ostatni. Prawo własności stało się elementem gry politycznej. Jałowe spory, sztucznie wywołane dywagacje powodowały, iż czas, przysłowiowe pięć minut na przeprowadzenie uczciwej reprywatyzacji, bezpowrotnie uciekał. Jednocześnie w tym samym czasie stwarzano warunki prawne dające możliwości patologicznego uwłaszczania się mieniem (z handlem uprawnieniami włącznie), do którego roszczenia zgłaszali dawni właściciele. To mamy dzisiaj w Warszawie.
No właśnie: reprywatyzacja przygotowywana przez pana gabinet miała też wtedy objąć grunty warszawskie.
Po głównej ustawie reprywatyzacyjnej przewidywana była odrębna ustawa właśnie dla Warszawy. Byliśmy na to przygotowani, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę, że tu potrzeba specyficznych rozwiązań. W dekrecie Bieruta był zapis o możliwości zwrotu mienia lub odszkodowania, jeśli właściciel złożył odpowiedni wniosek. Tysiące osób takie wnioski złożyło. I są one dzisiaj rozpatrywane od przypadku do przypadku.
Jak chcieliście to rozwiązać?
Inaczej niż dla reszty kraju: uchylić postanowienia dekretu o możliwości zwrotu mienia i wprowadzić częściowe odszkodowania dla byłych właścicieli, rozłożone nawet na 30 lat. Nie wyobrażaliśmy sobie, że można oddawać kamienice razem z mieszkającymi tam od dawna lokatorami; teraz mieszkają tam oni o dwie dekady dłużej i jest to tym bardziej niedopuszczalne. Brak ustawy spowodował natomiast , że osoby uprawnione, a nawet ci, którzy kupili roszczenia, mogą sądownie odzyskiwać, i odzyskują nieruchomości, które powinny pozostać już w rękach samorządu Warszawy.
Teraz reprywatyzacja wraca. Czy zastosowanie tamtych rozwiązań jest jeszcze obecnie możliwe?
Jest to znaczne trudniejsze. Nie ma już praktycznie funduszu reprywatyzacyjnego. Wiele nieruchomości uległo dewastacji, bo nie miało prawowitego właściciela. Wiele sprzedano już osobom trzecim. A wreszcie samorządy i Skarb Państwa poniosły ogromne straty i wypłaciły wysokie odszkodowania po wyrokach sądowych. Sytuacja jest więc zupełnie inna niż niemal dwie dekady temu. Warto jednak nadal skorzystać z tamtej ustawy. Uchwalono ją po wielu bardzo wyczerpujących i szczegółowych dyskusjach ze wszystkimi zainteresowanymi stronami.
Ustawa reprywatyzacyjna jest nam nadal potrzebna. To zwieńczenie procesu transformacji. Bez niej nie możemy rozwiązać wielu strategicznych problemów rozwojowych naszego kraju na poziomie samorządowym i centralnym. Po prostu: potrzeba odwagi i determinacji, aby uczciwą reprywatyzację wprowadzić w życie.