W piątek „Rzeczpospolita" opisała umowy, w których jeden z sędziów Trybunału Konstytucyjnego Stanisław Biernat zlecał pisanie m.in. „projektów orzeczeń" z sygnaturami konkretnych spraw. Umowy te były zawierane z osobami niebędącymi etatowymi asystentami, ale innymi pracownikami Trybunału, a w jednym zleceniu była to osoba „z miasta". Z publikacji „Rzeczpospolitej" wyraźnie wynikała treść zawartych umów.
Tekst wywołał burzę w środowisku. O ocenę takiej praktyki poprosiliśmy autorytety prawnicze, m.in. byłych sędziów Trybunału oraz najwyższych przedstawicieli władzy sądowniczej.
Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy oprócz klarownych stanowisk otrzymaliśmy także mało konkretne, które zamiast zdefiniować problem, zmierzały do jego rozmycia, relatywizowania. Oto niektóre:
Prof. Adam Strzembosz: Nie znam szczegółów, dlaczego i jakim zakresie pracownikom Trybunału zlecano przygotowanie projektów orzeczenia, być może chodziło o jakieś fachowe wsparcie.(...). Jeśli to byli pracownicy TK, to nie widzę w tym nic zdrożnego.
Prof. Ewa Łętowska: Nie ma nic nagannego w zlecaniu pomocy researcherskiej przy literaturze i orzecznictwie przydatnej do wydania orzeczenia (...). To, co było niewątpliwie nieprawidłowe i nieszczęśliwe w tej sprawie, to sformułowanie zlecenia w formie umowy o dzieło, spowodowane zapewne względami podatkowymi, zusowskimi.