Bądźmy poważni: sprawa kolizji drogowej w porównaniu z innymi sprawami, które trafiają do sądów, nie jest specjalnie zawiła. Nie wymaga aż tak specjalistycznej wiedzy, doświadczenia, aby nie mógł się nią zająć właściwy sąd rejonowy. A argument, moim zdaniem zasadniczy, że sprawa dotyczy byłej premier, w ogóle nie powinien paść.
Beata Szydło jest takim samym obywatelem jak każdy z nas, podlega takim samym zasadom i przepisom prawa. Taka jest istota demokratycznego państwa prawa, i kropka.
A sędzia, który powinien wiedzieć o tym przecież najlepiej, swoją postawą właściwie tę zasadę zakwestionował. Obawia się czegoś: zemsty polityków, mediów, zainteresowania, krytyki, presji; że przyjdą po niego, że zostanie ukarany, złamany. To daje nam, obywatelom, poczucie niepewności, strachu.
Taka postawa oświęcimskiego sądu szkodzi całemu sądownictwu bardziej niż kilka historii z kradzieżami w sklepie czy pijanym sędzią za kierownicą w roli głównej. Godzi w istotę urzędu sędziego, w niezawisłość. To na niej opiera się zaufanie i pewność obywateli, że podejmuje bezstronne decyzje. A dezercja sędziego w tak ważnej dla opinii publicznej sprawie daje sygnał, że opaska na oczach Temidy nie do końca je zasłania, że Temida rozgląda się na boki.
Kiedyś zapytano sędzię Barbarę Piwnik, która sądziła największych bandziorów i mafiosów, czy się nie boi: – Jeżeli przyjdzie dzień, kiedy zacznę się bać, przestanę być sędzią – odpowiedziała.