Mąż, obserwator, sygnalista - Anna Godzwon o mężach zaufania i obserwatorach społecznych

Przypatrujący się pracom komisji wyborczych powinni widzieć wszystko, a nie tylko zachowanie politycznej konkurencji.

Aktualizacja: 06.10.2018 17:03 Publikacja: 06.10.2018 07:00

Mąż, obserwator, sygnalista - Anna Godzwon o mężach zaufania i obserwatorach społecznych

Foto: Adobe Stock

Przepisy o mężach zaufania i obserwatorach społecznych to jedne z niewielu naprawdę dobrych zmian w dużej nowelizacji Kodeksu wyborczego, która weszła w życie pod koniec stycznia. Przyznanie obywatelom szerokiej kontroli nad procesem wyborczym jest na rękę każdemu – władzy, by udowodnić czyste intencje, opozycji – by patrzeć władzy na ręce. I tylko zastanowienie budzi, czemu na kilka tygodni przed wyborami samorządowymi suweren się do tej kontroli wyborów nie garnie.

Mężowie zaufania i obserwatorzy społeczni to sygnaliści procesu wyborczego, których zadaniem jest ujawnianie nie tylko przed swymi mocodawcami ewentualnych nieprawidłowości. To oczy i uszy społeczeństwa obywatelskiego. Ważne, by były szeroko otwarte na wszystko, nie tylko na działania politycznej konkurencji. Wtedy dobrze wypełnią swą rolę, bez względu na, kogo reprezentują.

Czytaj też:

Nie trzeba psuć procesu wyborczego

Za mało chętnych do liczenia głosów

Co on może?

Przypomnijmy, kim są w komisjach wyborczych mężowie zaufania. To osoby delegowane przez komitety wyborcze, których zadaniem jest obserwowanie prac komisji. Mogą monitorować wszystkie czynności każdej komisji wyborczej – od obwodowej po Państwową Komisję Wyborczą. Przed i po głosowaniu mogą fotografować i nagrywać prace komisji obwodowych. Mają prawo wnosić uwagi do protokołu, mogą też – to nowe uprawnienie – towarzyszyć przy przewożeniu protokołów z głosowania do komisji wyższego szczebla. Mogą wnosić, by ich nagrania i zdjęcia archiwizować jako dokumenty z wyborów, mają prawo dostać kopie protokołów.

W wyborach samorządowych zadebiutują po raz pierwszy obserwatorzy społeczni. To szansa dla stowarzyszeń i fundacji, które w statutach mają troskę o demokrację, prawa obywatelskie i rozwój społeczeństwa obywatelskiego, by bez konieczności wiązania się z żadnym komitetem wyborczym wystawić do komisji osoby, które będą kontrolować przebieg wyborów. Dotąd polskim wyborom mogły się przyglądać tylko organizacje międzynarodowe. Sejm zlikwidował tę nierówność i wprowadził do komisji osoby o mniejszych prawach niż mężowie zaufania. Nie mogą bowiem wnosić uwag do protokołu ani uczestniczyć w przewozie dokumentów.

Mężami zaufania i obserwatorami społecznymi mogą być osoby co najmniej 18-letnie, które nie są ubezwłasnowolnione ani pozbawione praw publicznych prawomocnymi wyrokami sądów lub Trybunału Stanu. Nie mogą być związane z aparatem wyborczym – czyli wykluczeni są pełnomocnicy komitetów wyborczych, urzędnicy bądź komisarze wyborczy, członkowie komisji ani kandydaci.

Mężów zaufania i obserwatorów społecznych nie trzeba nigdzie zgłaszać, wystarczy, że w dniu głosowania zameldują się w danej komisji z dowodem osobistym i zaświadczeniem wystawionym przez desygnujący go podmiot według wzoru ogłoszonego już przez PKW. Przewodniczący komisji wskaże mu miejsce – i można będzie zacząć obserwację.

Gdyby przyjąć za pewnik oskarżenia, rzucane przez Prawo i Sprawiedliwość, o sfałszowaniu wyborów samorządowych w 2014 r., należałoby założyć, że mężowie zaufania cztery lata temu się nie sprawdzili. Ze sprawozdania PKW z tamtych wyborów, w których niesprawny system informatyczny i brak decyzyjności ówczesnej komisji doprowadził do czekania na wyniki przez tydzień, nie wynika, by mężowie zaufania donosili o masowych fałszerstwach. Zatem albo nie zdali egzaminu, albo oskarżenia były na wyrost. To ostatnie zresztą potwierdziły sądy, uznając ledwie 56 z niemal 1,5 tysiąca protestów wyborczych, a tylko kilka z nich można byłoby podciągnąć pod pojedyncze przypadki fałszowania głosów. W sprawozdaniu opublikowanym przez PKW czytamy, że „uwagi i zarzuty wniesione przez mężów zaufania miały często charakter organizacyjno-porządkowy" i nie były liczne. Cztery lata temu PiS miało specjalny zespół ds. monitorowania wyborów, kierowany przez byłą posłankę Annę Sikorę. Bydgoski działacz PiS, Łukasz Schreiber, który trzy lata później stał się twarzą zmian w Kodeksie wyborczym, mówił wówczas „Gazecie Pomorskiej", że mężowie zaufania nie zgłosili poważnych nadużyć. Sam Jarosław Kaczyński we „Wprost" ubolewał, że korpus ochrony wyborów „w tych wyborach niestety funkcjonował słabiej". Słabiej, bo nie przyniósł dowodów na fałszerstwa, o których mówił prezes?

Na bazie tamtych wyborów pojawiły się takie organizacje, jak Ruch Kontroli Wyborów, które aktywnie w dwóch kolejnych elekcjach w 2015 r. – prezydenckiej i parlamentarnej – patrzyły na ręce komisjom wyborczym. Działalność RKW dostrzegła Państwowa Komisja Wyborcza, poświęciła mu fragment w sprawozdaniu z wyborów prezydenckich 2015: „Odnotowano aktywne działania RKW skierowane na poszukiwanie nieprawidłowości i problemów w przeprowadzaniu wyborów przez organy i służby wyborcze. (...) Nie znajdując natomiast poważniejszych uchybień w sposobie przeprowadzania wyborów przez obwodowe komisje wyborcze, Ruch Kontroli Wyborów doszukiwał się błędów i uchybień w sprawach niemających żadnego wpływu na przebieg i wynik głosowania". Jakkolwiek ocenić ówczesną działalność przedstawicieli RKW, którzy w komisjach wyborczych zasiadali głównie jako mężowie zaufania komitetów Andrzeja Dudy i Pawła Kukiza, przyznajmy, że był to pierwszy zinstytucjonalizowany ruch społeczny, który postawił sobie za cel nadzorowanie procesu wyborczego. To także postulatom RKW inne organizacje zawdzięczają, że w Kodeksie wyborczym znalazło się miejsce dla obserwatorów społecznych. RKW wysyłał do komisji osoby w większości przeszkolone, przygotowane merytorycznie, wyposażone w rady, które choć u przeciętnego odbiorcy mogły budzić uśmiech („Mąż zaufania powinien być nieufny, zwłaszcza, gdy okazywana jest mu przesadna uprzejmość"), to dla osoby, której podstawową cechą podczas obserwacji winna być nieufność, były źródłem wiedzy, jak się zachować i na co zwracać uwagę. Utworzeni przez PO Wolontariusze Wolnych Wyborów czy Obywatelska Kontrola Wyborów KOD-u, które mają pilnować wyborów samorządowych, mogą pełnymi garściami czerpać z ich doświadczeń.

Oczy i uszy

W Polsce będzie około 27 tysięcy obwodów głosowania, a czynności wyborcze wykonywać będą w nich dwie komisje – ds. przeprowadzenia głosowania i ds. ustalenia jego wyników. Gdyby w każdej komisji zasiadła tylko jedna osoba monitorująca głosowanie czy liczenie głosów, takich ludzi potrzeba by w skali kraju mniej więcej 54 tysiące. Takich sił nie ma ani żaden komitet wyborczy, ani inna organizacja. Komitety skupiały się przede wszystkim na wystawianiu kandydatów do komisji obwodowych – w pierwszej kolejności do tych liczących głosy, w drugiej – do przeprowadzających głosowania w obwodzie. Może się zatem zdarzyć, że w wielu obwodach miejsca dla mężów zaufania czy obserwatorów społecznych pozostaną puste, a sam przebieg wyborów pozbawiony tam zostanie obywatelskiej kontroli.

Byłby to niedobry sygnał. Nie dlatego bym spodziewała się fałszerstw wyborczych na wielką skalę. To by znaczyło, że ludzie nie chcą korzystać z przywileju patrzenia na ręce władzy, która przy organizacji wyborów ma znacznie więcej do powiedzenia niż cztery lata temu. Opozycyjne struktury do pilnowania wyborów stały się zasobem kadrowym ludzi do komisji, a organizacje pozarządowe musiały zrewidować oczekiwania wobec liczby potencjalnych chętnych na obserwatorów. Nie bez znaczenia jest i to, że o ile praca w komisjach wyborczych jest płatna, o tyle funkcja męża zaufania czy obserwatora to działanie społeczne. Ci najbardziej zaangażowani po jednej czy drugiej stronie sceny politycznej zajęli już miejsca na listach wyborczych lub w komisjach. Brak wiedzy o procedurach wyborczych, atmosfera triumfalizmu roztaczana przez władzę i podejrzliwości – przez opozycję – wszystko to może być powodem, że na kilka tygodni przed wyborami wciąż brakuje ludzi, by każdy komitet mógł wystawić swoich mężów, a każda organizacja obserwatorów do komisji obwodowych w całym kraju.

Mężowie zaufania i obserwatorzy społeczni będą szczególnie ważni tam, gdzie nie uda się zgromadzić pluralistycznych składów komisji. Pokazały to komisje terytorialne, gdzie z powodu braku chętnych składy trzeba było uzupełniać, co doprowadziło do tego, że miejscami większość w komisjach mają przedstawiciele jednego komitetu. Tak samo może być w komisjach obwodowych. Komitety wyborcze i organizacje powinny rozpoznać te przypadki i zwrócić uwagę, by tam kierować swoich ludzi.

Gdy RODO wyrugowało kamery z lokali wyborczych i wyborcy nie będą mogli obserwować, co się tam dzieje, to mężowie zaufania i obserwatorzy są gwarantem, że ewentualne nieprawidłowości w głosowaniu czy liczeniu głosów zostaną ujawnione. Nie tylko jako wpis do protokołu. Te osoby mają potężne narzędzie: możliwość fotografowania i nagrywania tego, co robi obwodowa komisja.

Wrzucą do sieci

Nie podzielam stanowiska PKW, że Kodeks wyborczy upoważnia mężów zaufania i obserwatorów społecznych jedynie do rejestracji czynności obwodowych komisji wyborczych, a nie do umieszczania zarejestrowanych treści w internecie. W prawie wyborczym nie ma przepisu, który pozwala na zamieszczanie nagrań czy zdjęć zrobionych przez mężów czy obserwatorów, ale nie ma też przepisu, który tego zabrania. Z kodeksu wykreślono artykuł, zgodnie z którym za wrzucenie materiałów do internetu mąż zaufania mógł zostać ukarany grzywną w wysokości nawet 10 tys. złotych. Ustawodawca skreślił ten przepis, aby o ewentualnych nieprawidłowościach opinia publiczna mogła się dowiedzieć. PKW zauważa, że publikacja nagrań może naruszać dobra osobiste lub dane osobowe. Ale współczesna technika pozwala zakryć twarze zarejestrowanych na filmie. Widzimy to codziennie. ?

Autorka jest dziennikarką, b. rzeczniczką PKW i KBW, współautorką książki „Konsekwencje rewolucji w prawie wyborczym"

Jeśli kamera męża zaufania zarejestruje dopisywanie na kartach znaki „x" czy dorzucanie kart do urny, na pierwszym planie zobaczymy ręce, nie twarz. Gdyby nagrania mogły być ujawnione tylko organom ścigania lub sądom, opinię publiczną pozbawiono by prawa do informacji, a monitorującym wybory wytrącono by z ręki oręż nadający sens ich pracy. ?

Przepisy o mężach zaufania i obserwatorach społecznych to jedne z niewielu naprawdę dobrych zmian w dużej nowelizacji Kodeksu wyborczego, która weszła w życie pod koniec stycznia. Przyznanie obywatelom szerokiej kontroli nad procesem wyborczym jest na rękę każdemu – władzy, by udowodnić czyste intencje, opozycji – by patrzeć władzy na ręce. I tylko zastanowienie budzi, czemu na kilka tygodni przed wyborami samorządowymi suweren się do tej kontroli wyborów nie garnie.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?