Jedną ze zmian, które Platforma Obywatelska chciałaby wnieść do Konstytucji RP, miałoby być związanie prezydenta terminem, w jakim powinien on dokonać ratyfikacji przedłożonej mu do podpisu umowy międzynarodowej. Przyjęcie takiego rozwiązania byłoby odpowiedzią na sytuację, w której prezydent Lech Kaczyński przez kilkanaście miesięcy zwlekał z ratyfikacją traktatu lizbońskiego, mimo że uzyskał na nią, wyrażoną w ustawie, zgodę Sejmu i Senatu. Problem, jaki może rodzić proponowana zmiana, polega głównie na tym, jakie skutki wiązałyby się z wprowadzeniem takiego terminu.
[srodtytul]Uprawnienie czy obowiązek[/srodtytul]
Zacząć jednak trzeba od odpowiedzi na pytanie, czy decyzja o ratyfikacji umowy międzynarodowej należy do obowiązków prezydenta czy do jego uprawnień (art. 133 ust. 1 pkt 1 konstytucji). Innymi słowy, czy prezydent musi w każdym przypadku umowę ratyfikować, czy też może ratyfikacji odmówić. Przypadek, gdy prezydent przed dokonaniem ratyfikacji występuje do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zbadanie jej zgodności z ustawą zasadniczą, jest szczególny i wymaga odrębnego potraktowania (art. 133 ust. 2). Jest rzeczą niewątpliwą, że gdy Trybunał orzeknie, iż umowa narusza Konstytucję RP, prezydent ratyfikować jej nie może.
Trzeba zarazem założyć, że prewencyjne wystąpienie do Trybunału jest działaniem podejmowanym przez prezydenta tylko wówczas, gdy, jako strażnik ładu konstytucyjnego w Rzeczypospolitej (art. 126 ust. 2), poweźmie on wątpliwość co do tego, czy przedłożona mu do ratyfikacji umowa ładu tego nie narusza. Bardziej skomplikowana jest sytuacja, w której prezydent albo uzyskał ze strony Trybunału sygnał, że umowa jest zgodna z konstytucją, albo gdy ma co do niej poważne zastrzeżenia innej natury niż konstytucyjne. Gdyby posiłkować się rozumowaniem przez analogię opartym na obowiązkach i uprawnieniach prezydenta w kwestii podpisywania ustaw, gdzie kierowanie ich do Trybunału albo wetowanie jest traktowane jako alternatywne (art. 122 ust. 3 – 5 konstytucji; albo weto, albo wniosek do TK), to orzeczenie TK stwierdzające konstytucyjność umowy należałoby uznać za zamknięcie sprawy i nałożenie na prezydenta obowiązku jej ratyfikacji (por. art. 122 ust. 3). Bardziej złożony przypadek polegałby na tym, iż Trybunał uznaje za niekonstytucyjne niektóre tylko postanowienia umowy. Gdy takie orzeczenie dotyczy ustawy, prezydent może w pewnych przypadkach podpisać ustawę z pominięciem jej niekonstytucyjnych przepisów (art. 122 ust. 4). Czy można to odnieść do ratyfikacji umów międzynarodowych? Bardzo to wątpliwe, bo umowa to akt co najmniej dwustronny, a partner (partnerzy) umowy może sobie nie życzyć, aby Rzeczpospolita czuła się związana jedynie częścią zawartych w niej postanowień.
[srodtytul]We władzy prezydenta[/srodtytul]