Prawnicy: a więc deregulacja!

- Interes społeczny wymaga, aby prawnik znał się na prawie i dawał rękojmię należytego wykonywania zawodu – dowodzą adwokaci Rafał Dębowski i Jacek Kondracki

Publikacja: 24.11.2011 06:50

Prawnicy: a więc deregulacja!

Foto: Rzeczpospolita, Paweł Gałka Paweł Gałka

Red

Deregulacja to zadanie, jakim premier obarczył nowego ministra sprawiedliwości, którego atutem ma być ponoć „pozytywna szajba" na punkcie deregulacji. Wnikliwy czytelnik zapyta: cóż w rzeczywistości znaczy to pojęcie? Najłatwiej sprawdzić w Wikipedii: „deregulacja (łac.) – zmniejszenie oddziaływania państwa... na rynek, poprzez brak ingerencji w ustalanie cen oraz jakości dóbr i usług".

Gdy się zna tę definicję, jasne staje się również powierzone zadanie. Deregulacja zawodów prawniczych oznaczać musi, iż państwo przestanie ingerować w jakość usług prawnych.

Gdy dziś wyłączną barierą dostępu do tych zawodów jest wiedza kandydata, sprawdzana przez państwowe komisje powoływane przez ministra sprawiedliwości, a nadto nieposzlakowany życiorys kandydata, deregulacyjna recepta wydaje się banalnie prosta. Niech każdy prawnik, bez względu na poziom wiedzy oraz przeszłość dyscyplinarno-kryminalną, uzyska prawo do zawodowego reprezentowania stron w sprawach sądowych.

W ten sposób usunie się pewną zaszłość, mianowicie tę, iż czynnym zawodowo prawnikiem nie powinien być nieuk, złodziej albo oszust, a jeżeli już, to konsekwentnie – niech magistrowie prawa zostaną dopuszczeni do sądzenia i funkcji prokuratorskich. Dlaczego nie?

Powtórka z rozrywki

Historia lubi się powtarzać. Adwokatura w zeszłej kadencji Sejmu brała udział w pracach nad ustawą, której istotą była deregulacja zawodów prawniczych. W proponowanych przepisach nie było żadnych mechanizmów chroniących obywateli, zmuszonych korzystać z wymiaru sprawiedliwości przed pełnomocnikami nieprzygotowanymi do zawodu, przed osobami, które ze względu na swoją kompromitującą przeszłość niegodne były wykonywania zawodu. Posłowie proponowali nawet przyznanie większych uprawnień procesowych tym, którzy oblali państwowy egzamin prawniczy, niż tym, którzy egzamin zdali i dostali się na aplikację. Nic dziwnego, że takie plany muszą budzić sprzeciw.

Nasze obywatelskie prawa

W demokratycznym państwie obywatele mają prawo się domagać, aby ustawa regulowała pewne zawody, czytaj: wprowadziła mechanizmy gwarantujące wysoki poziom usług. Chodzi o zagwarantowanie interesu publicznego, jakim jest ochrona bezpieczeństwa obywateli. Nikt nie chce korzystać z usług lekarza, który nie ma pojęcia o medycynie lub został wydalony z zawodu w związku z nieetycznym, nieprofesjonalnym zachowaniem, a otwiera gabinet lekarski. Mamy prawo mieć pewność, że nasze domy projektują architekci znający się na budownictwie. Każdy obywatel ma prawo wymagać, aby pilot miał odpowiednią licencję, przechodził okresowe szkolenia na symulatorach i potrafił latać samolotem, jak dowiódł tego kapitan Wrona wraz ze swoją świetnie wyszkoloną załogą.

Nie inaczej jest z prawnikami reprezentującymi obywatela w sądzie. Interes społeczny wymaga, aby prawnik znał się na prawie i dawał rękojmię należytego wykonywania zawodu, ponieważ błąd w wyborze „profesjonalisty" kosztuje nas, obywateli, zbyt wiele łez, cierpienia i problemów, czego na pewno nie zrekompensuje nawet najwyższe odszkodowanie.

Eliminować wyjątki

Oczywiście żaden system nie jest szczelny. W adwokaturze, jak w innych zawodach zaufania publicznego, znajdą się niechlubne wyjątki. Są tacy, którzy zapomnieli, iż etyka obowiązuje nie tylko w sali sądowej, ale również w rozmowie telefonicznej z dziennikarzem. Są tacy, którzy w znajomości prawa pozostali na etapie egzaminu magisterskiego. Są pewnie i tacy, którzy korzystne dla klienta rozstrzygnięcia próbują załatwić w zaciszu gabinetów sędziowskich lub prokuratorskich.

Ale sukces dzisiejszego systemu polega na tym, że są to wyjątki od zasady, i to na tyle rzadkie, że gdy ujrzą światło dzienne, stają się bulwersującym opinię publiczną newsem. Stają się także przedmiotem postępowania dyscyplinarnego, które może doprowadzić nawet do usunięcia z zawodu.

Aż strach się bać

Aż strach się bać, co będzie po zleconym ministrowi rozregulowaniu zawodów prawniczych. Niestety, można to sobie łatwo wyobrazić.

Wpuszczenie na rynek usług prawnych osób, które nie są związane zasadami etyki, a przez to nie podlegają sądownictwu dyscyplinarnemu, przy jednoczesnym braku kontroli poziomu wiedzy i przeszłości kryminalnej (tak jak to było w poprzednim projekcie ustawy, której gorącym zwolennikiem był obecny minister sprawiedliwości) spowoduje, iż przeciętny Kowalski będzie się bał skorzystać z usług prawnika. Obniżenie poziomu merytoryczno-etycznego uczestników rynku usług prawnych wymusi na innych dostosowanie się do zmienionej rzeczywistości. I normą rynkową stanie się „załatwianie" spraw, zawalanie terminów, naciąganie klienta na pieniądze; wszystko to złe, z czym samorząd zawodowy powinien walczyć.

Wartość godna ochrony

Zapyta ktoś, na co komu samorząd zawodowy. Przecież to minister może nadawać licencje prawnikom i karać ich za naruszenie zasad etyki, które sam ustali. Doświadczenia wszystkich cywilizowanych państw dowiodły, że samorządność zawodowa jest wartością każdego demokratycznego państwa prawa. Do znanych nam przypadków, gdzie uważa się inaczej, zaliczyć można jedynie takie ustroje, jak na przykład demokracja białoruska.

Samorząd zapewnia, że przed samodzielnym rozpoczęciem wykonywania zawodu aplikanci odbywają kilkuletnie szkolenie pod kierunkiem patrona, zdają okresowe egzaminy z wiedzy prawniczej, a także praktykują w sądach i prokuraturach. Samorząd kontroluje również prawidłowość i rzetelność prowadzenia kancelarii przez adwokatów oraz nakłada na nich obowiązek regularnego i stałego podnoszenia kwalifikacji przez udział w wykładach i szkoleniach.

Rozsądek i mądrość w polityce polegają na otwartości na poglądy, otwartości na rzeczowe argumenty. Wierzymy, że nowy minister jest człowiekiem mądrym i zechce z uwagą wysłuchać głosu środowiska, w tym wielu tysięcy młodych adwokatów i aplikantów, bo to dla nich nowe zasady będą najgroźniejsze. Jednak równie groźne będą dla klientów, którzy dostaną się w ręce niekompetentnych prawników. A do nas, prawników czynnie wykonujących zawód, możemy jedynie skierować, gdzieś już słyszany, apel: z dniem dzisiejszym wszelkie wewnętrzne spory i animozje schodzą na plan dalszy. Dziś cały nasz wysiłek musimy skupić na przekonaniu polityków do naszych racji. Bo mamy rację.

Deregulacja to zadanie, jakim premier obarczył nowego ministra sprawiedliwości, którego atutem ma być ponoć „pozytywna szajba" na punkcie deregulacji. Wnikliwy czytelnik zapyta: cóż w rzeczywistości znaczy to pojęcie? Najłatwiej sprawdzić w Wikipedii: „deregulacja (łac.) – zmniejszenie oddziaływania państwa... na rynek, poprzez brak ingerencji w ustalanie cen oraz jakości dóbr i usług".

Gdy się zna tę definicję, jasne staje się również powierzone zadanie. Deregulacja zawodów prawniczych oznaczać musi, iż państwo przestanie ingerować w jakość usług prawnych.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego