Katyńska skarga przed Trybunałem w Strasburgu

Nie można mówić jednym tchem o zbrodniach wojennych, które się nie przedawniają, a jednocześnie tolerować bariery czasowe i rezygnować z oceny wyjaśniania i ścigania tych zbrodni – pisze publicysta prawny

Publikacja: 24.04.2012 07:36

Andrzej Jankowski, publicysta prawny

Andrzej Jankowski, publicysta prawny

Foto: archiwum prywatne

W  postępowaniu odwoławczym przed Trybunałem w Strasburgu skarga katyńska nie stoi wcale na straconej pozycji. Przemawiają za nią nie tylko argumenty moralne, ale również prawne.

Problem prawny sprowadza się do jednej podstawowej rzeczy: jak przekonać Wielka Izbę do zastosowania standardów europejskiej konwencji praw człowieka do zbrodni, którą popełniono w czasach, kiedy takiej konwencji w ogóle jeszcze nie było. I jak przekonać Trybunał, by uznał się za właściwy do oceny śledztwa, które było wszczęte i prowadzone przez Rosję przez osiem lat, zanim państwo to podpisało europejską konwencję praw człowieka. A więc, formalnie rzecz biorąc, nie była ona jeszcze wtedy zobowiązana do przestrzegania jej postanowień, w tym art. 2 konwencji, który chroni prawo do życia.

Za formalnoprawną gardą

W świecie procedur, także tych obowiązujących przed Trybunałem w Strasburgu, zasada niedziałania prawa wstecz jest zasadą fundamentalną. Bez niej nie ma rządów prawa, nie ma międzynarodowego ładu prawnego i racjonalnego postępowania. I to właśnie za tak szczelną, czysto formalnoprawną gardą, ukryła się Rosja w Strasburgu.

Fakty są dobrze znane. Śledztwo rosyjskiej prokuratury w sprawie zbrodni popełnionej w lesie katyńskim w 1940 r. było prowadzone od 1990 r. Władze Rosji przystąpiły do europejskiej konwencji praw człowieka w maju 1998 r. We wrześniu 2004 r. śledztwo katyńskie zostało umorzone, a ponad 100 tomów akt zostało objętych tajemnicą państwową, nie wyłączając samego postanowienia o umorzeniu wraz z jego uzasadnieniem.

Strasburski przewrót kopernikański

W tej niecodziennej sytuacji cały wysiłek prawników reprezentujących w Strasburgu rodziny katyńskie sprowadzał się do uczynienia wyłomu w żelaznej zasadzie o braku kompetencji Trybunału do badania tych naruszeń konwencji, których dopuściło się państwo przed jej podpisaniem. Tak się szczęśliwie złożyło, że siły argumentów do tego arcytrudnego przedsięwzięcia dostarczył naszym adwokatom sam Trybunał. W 2009 r. w sprawie Śilih kontra Słowenia Trybunał w instancji odwoławczej przytłaczającą większością głosów (15:2) wyszedł poza dotychczasowy schemat myślenia jurydycznego. Wbrew ugruntowującej się linii orzeczniczej sędziowie doszli do wniosku, że jednak w pewnych szczególnych przypadkach Trybunał ma prawo oceniać działania organów wymiaru sprawiedliwości także wtedy, gdy zbrodnia i niewyjaśnione przypadki śmierci nastąpiły przed datą związania państwa postanowieniami konwencji praw człowieka. Był to prawdziwy przewrót kopernikański w orzecznictwie strasburskim. Być może część sędziów przestraszyła się nawet rewolucyjnego charakteru tego orzeczenia, o czym świadczyć może orzeczenie w sprawie skargi katyńskiej.

W kręgu niejednoznacznych sformułowań

Art. 2 konwencji, o którym tutaj jest cały czas mowa, składa się niejako z dwóch części. Pierwsza, materialna, chroni prawo do życia, i druga nierozerwalnie z nią związana, o charakterze proceduralnym, nakłada na państwo obowiązek przeprowadzenia skutecznego postępowania wyjaśniającego okoliczności śmierci. I właśnie do tej proceduralnej części przepisu gwarantującej każdemu prawo do skutecznego i rzetelnego śledztwa Wielka Izba poluzowała formalnoprawny gorset. Sędziowie się zgodzili, że w pewnych sytuacjach Trybunał jest władny oceniać działania organów wymiaru sprawiedliwości z punktu widzenia proceduralnych standardów art. 2 konwencji, także wtedy, gdy niewyjaśnione wypadki śmiertelne zdarzyły się przed datą związania państwa konwencją. Wśród prawników rodzi się pytanie praktyczne: w jakim przedziale czasowym sędziowie mogą pochylać się nad tymi śledztwami i dochodzeniami? Zdaniem Trybunału zakres badania powinien objąć:

– tylko te czynności śledcze lub zaniechania organów państwa, które miały miejsce po dacie przystąpienia do konwencji,

– musi też istnieć rzeczywisty związek między zbrodnią a wejściem w życie konwencji w stosunku do pozwanego państwa.

Powstaje od razu pytanie, co to znaczy rzeczywisty związek? Sędziowie nie dali jednoznacznej odpowiedzi, nie wprowadzili jednak, co warto podkreślić, jakiejś sztywnej granicy czasowej. Uprzedzając pytania prawników wskazali, że o rzeczywistym związku można mówić na przykład wtedy, gdy znacząca część proceduralnych kroków mających istotne znaczenie dla śledztwa została przedsięwzięta po dacie przystąpienia do konwencji przez państwo pozwane. W przypadku skargi katyńskiej były to czynności śledcze podejmowane w okresie od 5 maja 1998 r. (data związania Rosji konwencją) do 21 września 2004 r. (data umorzenia katyńskiego śledztwa).

W obronie założycielskich wartości

Strona rosyjska dostrzegła w tych sformułowaniach Wielkiej Izby kapitalną szansę dla siebie. Jej prawnicy od razu wychwycili, że powyższe standardy Wielka Izba wypracowała w sprawie Śilih kontra Słowenia, w której śmierć syna skarżących nastąpiła niewiele ponad rok przed podpisaniem konwencji przez Słowenię. Również zasadnicze czynności śledcze były, zdaniem strony rosyjskiej, przeprowadzone w ciągu pierwszych ośmiu lat od wszczęcia śledztwa, a więc w czasie, kiedy Rosja nie podpisała jeszcze konwencji. Później w śledztwie nie działo się, jej zdaniem, już nic istotnego. Niestety, tym tropem argumentów podążył również sędzia z Rosji i Ukrainy, którzy wspólnie z sędzią z Czech i Słowenii przegłosowali stosunkiem głosów 4:3 skład orzekający, w tym przewodniczącego sądu, i odrzucili w tym podstawowym punkcie skargę rodzin katyńskich.

Ale Wielka Izba w sprawie Śilih kontra Słowenia powiedziała jeszcze coś więcej. Coś naprawdę bardzo istotnego i wyjątkowego. Sędziowie nie wykluczyli, że w pewnych szczególnych okolicznościach ten rzeczywisty związek między zbrodnią a czynnościami wyjaśniającymi może zostać zastąpiony innym spoiwem. Tym spoiwem ma być sama konwencja, a ściślej mówiąc, zagrożenie podeptania przez państwo tych wartości i idei, które legły u podstaw jej powstania. Innymi słowy, nawet gdy upływ czasu nie pozwala oprzeć jurysdykcji na rzeczywistym związku pomiędzy czynnościami śledczymi a popełnioną zbrodnią, Trybunał powinien wkraczać, gdy istnieje konieczność zapewnienia rzeczywistej i skutecznej ochrony gwarancji i założycielskich wartości konwencji.

Pogarda dla prawa do życia

I w tym obowiązującym od 2009 r. standardzie strasburskim upatrywałbym szans na zwycięstwo rodzin katyńskich w postępowaniu odwoławczym. Trudno się przede wszystkim zgodzić z twierdzeniem, że po przystąpieniu do konwencji Rosja nie podejmowała żadnych nowych i istotnych czynności w śledztwie. Podejmowała arcyważne kroki – umorzyła postępowanie i utajniła akta sprawy z postanowieniem o umorzeniu śledztwa włącznie. Dla sprawy katyńskiej są to nie tylko okoliczności kardynalne, ale także zupełnie nowe, bo przecież niemal do samego końca śledztwo toczyło się jawnie.

Krewnym ofiar katyńskiego mordu prokuratura rosyjska odmówiła udziału w sprawie w charakterze pokrzywdzonych. Skarżący zostali więc w praktyce wykluczeni z tego postępowania, co jest na gruncie konwencji rzeczą nie do pomyślenia. I rzecz bodaj najważniejsza w tym prawniczym pojedynku. Zbrodnia katyńska została uznana przez Trybunał w Strasburgu za zbrodnię wojenną, a więc taką, która nie ulega przedawnieniu. A skoro tak, to konsekwencją przyjęcia takiej kwalifikacji prawnej (Rosja uznała te czyny za przestępstwo pospolite), powinno być wyłączenie reguły rozsądnego horyzontu czasowego, jako przesłanki podejmowania decyzji o jurysdykcji Trybunału. Powiedzmy to sobie wprost, tak nieludzkie czyny, taka okrutna pogarda dla prawa do życia, powinny podlegać właściwości Trybunału bez względu na czas ich popełnienia. W przeciwnym razie założycielskie wartości i ideały konwencji, na straży których stoi Trybunał w Strasburgu, będą we współczesnym świecie zagrożone. Nie można mówić jednym tchem o zbrodniach wojennych, które nie podlegają przedawnieniu, a jednocześnie tolerować bariery czasowe i rezygnować z oceny okoliczności, jak państwa zbrodnie te wyjaśniają i ścigają. Ochrona prawa do życia nie istnieje bez obowiązków proceduralnych i ich należytego wykonywania.

W  postępowaniu odwoławczym przed Trybunałem w Strasburgu skarga katyńska nie stoi wcale na straconej pozycji. Przemawiają za nią nie tylko argumenty moralne, ale również prawne.

Problem prawny sprowadza się do jednej podstawowej rzeczy: jak przekonać Wielka Izbę do zastosowania standardów europejskiej konwencji praw człowieka do zbrodni, którą popełniono w czasach, kiedy takiej konwencji w ogóle jeszcze nie było. I jak przekonać Trybunał, by uznał się za właściwy do oceny śledztwa, które było wszczęte i prowadzone przez Rosję przez osiem lat, zanim państwo to podpisało europejską konwencję praw człowieka. A więc, formalnie rzecz biorąc, nie była ona jeszcze wtedy zobowiązana do przestrzegania jej postanowień, w tym art. 2 konwencji, który chroni prawo do życia.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem