Konwencja jest też w innych momentach nadmiernie anglosaska. Mam tu na myśli proponowaną definicję zgwałcenia, jako dopuszczania się penetracji waginalnej, analnej lub oralnej o charakterze seksualnym ciała drugiej osoby za pomocą jakiejkolwiek części ciała lub przedmiotu i bez przyzwolenia drugiej osoby. Uwzględnienie tego zalecenia konwencji musiałoby skutkować zamianą definicji kodeksowej zgwałcenia: z doprowadzenia przemocą do obcowania płciowego na wyżej podaną treść. Mam poważne wątpliwości, czy taka definicja zgwałcenia, obecna wszakże w prawie angielskim, jest akceptowana przez polską karnistykę. Niedawno profesor Marian Filar, który jest specjalistą w zakresie seksu w prawie karnym, w felietonie w „Palestrze" z niesmakiem odniósł się do dywagacji autora elaboratu, w części poświęconego czym jest a czym nie jest zgwałcenie, stwierdzając, że taka kazuistyka z użyciem nazw narządów seksualnych jest wbrew polskiej kulturze prawnej. Wystarczy użyć tradycyjnych znamion „obcowanie płciowe", a wszyscy pojmują, co autor miał na myśli...
Ale może na nic stanowisko profesora, bo celem konwencji nie jest utwierdzanie tradycji, ale jej obalanie. Szczególnie jej autorom chodzi o obalenie tradycyjnego stereotypu ról płci. I tu dochodzimy do sedna, czyli do tego, czym ta konwencja jest. Otóż, pod płaszczykiem ochrony kobiet przed przemocą, konwencja jest propagowaniem ideologii gender. Według tej ideologii płeć i idące za nią role i funkcje społeczne nie wynikają z natury człowieka, która jest heteroseksualna, ale z umowy i z wyboru człowieka. Rzekomo każdemu człowiekowi przysługuje prawo wyboru płci. To ludzie na pewnym etapie rozwoju społecznego umówili się, że kobieta pełni funkcje macierzyńskie, a mężczyzna ojcowskie, ale był to pewien etap, po którym przychodzi czas na zmiany. Dlatego też konwencja definiuje płeć nie jako zróżnicowanie kobiety i mężczyzny uwarunkowane biologią, ale „płeć" konwencyjna oznacza społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn. Taka definicja płci obca jest kulturze europejskiej, która nie opiera się na umowie społecznej, ale na odczytywaniu natury człowieka. Ideologia gender żąda poprzez konwencję, aby państwa, które ją podpiszą i ratyfikują, stosowały konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn. Te stereotypowe role kobiet i mężczyzn to takie, że ona jest mamą, a on jest tatą. To się ideologom gender nie podoba i to chcą zmienić.
Strażnicy rewolucji
W jakim kierunku mają iść te zmiany? Może takim, że z dwóch kobiet (albo dwóch panów) jedna przyjmie rolę mamy, a druga taty. I takie niestereotypowe funkcje państwo będzie po przyjęciu tej konwencji zmuszone promować. Konwencja zmusza państwo do kolportażu materiałów na temat niestereotypowych ról płci oraz propagowania tych zasad w nieformalnych obiektach edukacyjnych, jak również w obiektach sportowych, kulturalnych i rekreacyjnych oraz w mediach.
Nietrudno dostrzec tu ograniczenie suwerenności państw w zakresie kształtowania prawa karnego oraz w zakresie propagowania bądź niepropagowania pewnych idei.
Najbardziej jaskrawym przykładem ograniczenia suwerenności będzie powołanie grupy ekspertów ds. działań na rzecz zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (dalej GREVIO)– będzie to coś w rodzaju międzynarodowej policji węszącej w państwie, które przyjęło konwencję, tak jakby działania służb krajowych nie były wystarczające.
Ogólnie rzecz ujmując, sprawa z konwencją przeciwko przemocy przypomina mi dzieje innego międzynarodowego aktu prawnego – umowy ACTA. Obecnie pełnomocnik rządu ds. równego traktowania minister Kozłowska-Rajewicz wzywa do natychmiastowego podpisania konwencji. Podobnie było w początkowej fazie z ACTA, z czasem jednak stanowisko rządu się zmieniło, aż nastąpił na forum Parlamentu Europejskiego znany wszystkim finał tej umowy. Najpierw bowiem wydawało się, że ACTA przyświecają szczytne cele – ochrona praw twórców itp. Dokładniejsza lektura pozwalała na konstatację, że sprzeciw wobec ACTA nie jest zabawą nieodpowiedzialnych młokosów, ale że jest inicjatywą całkowicie zasadną. Podobnie rzecz ma się z konwencją stambulską. Z pozoru poświęcona jest ona szczytnej idei wyeliminowania przemocy wobec kobiet. Kiedy jednak wdać się w szczegółową lekturę, okazuje się zupełnie co innego. Zawiera ona treści dla kultury europejskiej nie do przyjęcia. I z tego powodu konwencja Rady Europy z 11 maja 2011 r. w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej powinna podzielić los ACTA.