Konwencja niczego nie poprawi

Przyjęcie konwencji w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet umożliwi sponsorowanie przez Skarb Państwa promocji ideologii gender w Polsce. Bezpieczeństwa kobiet ten dokument na pewno nie poprawi – pisze publicysta „Rz"

Publikacja: 18.12.2012 18:00

Konwencja niczego nie poprawi

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Polska przyjęła ostatecznie Konwencję Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Jest to konsekwencja wcześniejszego stanowiska rządu, który mimo początkowych kontrowersji przyjął jednogłośnie ten dokument. Zgłębiając jego treść, trudno jednak przypuszczać, aby ktoś z członków rządu w ogóle go czytał i był świadomy tego, co podpisuje. Nie policzono też, ile będzie kosztowało podatników wdrożenie konwencji. A koszty mogą być niemałe. Tymczasem chodzi o dokument promujący ideologię, która nie wszystkim podatnikom może przypaść do gustu.

Pochód ideologii gender

Podpisana w Istambule konwencja zawiera ramowe regulacje, których realizacja ma zapobiegać przemocy wobec kobiet. Chodzi tu głównie, choć nie tylko, o przemoc domową. Pomysłodawcy wychodzą z założenia, że przemoc jest głównie problemem kobiet (potwierdzają to różnorakie badania). A generalną przyczyną takiego stanu rzeczy jest tradycyjny podział ról w społeczeństwie. Te „nierówne" stosunki, na przykład w małżeństwie (rodem ze schematu: kura domowa z gromadą dzieci i pan domu) prowadzą do dominacji jednej strony i w konsekwencji do agresji. Antidotum na taką sytuacje jest zrównanie ról, aby partner A i partner B byli rzeczywiście partnerami.

Konwencja wskazuje zatem: „Strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn".

Takie sformułowania pokazują, że pod płaszczykiem ochrony kobiet przed przemocą, przemycane jest coś więcej. To ideologia gender. Jest ona wysoko niesiona na sztandarach środowisk feministycznych. W jej założeniach mowa jest o tak zwanej płci kulturowej i społecznej. Jak twierdzą jej wyznawcy, wiele cech „kobiecych" i „męskich" wynika nie z różnic biologicznych, ale z ról płciowych i stereotypów przypisanych kobietom i mężczyznom przez społeczeństwo i kulturę.

Kpiny z prawa

To jednak nie wszystko, gdyż dalsza lektura tekstu konwencji wskazuje, że jej autorzy, posługując się ideologią, stworzyli dokument, który nie przystaje do polskiej rzeczywistości. Traktuje on bowiem o problemach, z którymi borykają się może kobiety w krajach Trzeciego Świata, a nie Zachodu.

Konwencja zaleca cały arsenał środków, które mają zapobiegać przemocy wobec kobiet. Problem polega jednak na tym, że większość z nich dotyczy kwestii już obecnie dobrze uregulowanych w polskim prawie karnym i cywilnym. Jakie są zatem w konwencji „nowości"? Dokument wymienia na przykład enumeratywnie to, czego nie powinni robić „mężczyźni i chłopcy". Mowa tu chociażby o tym, iż odpowiedzialności karnej podlegają takie działania jak: „wycinanie, infibulacja lub wszelkie inne okaleczanie całości lub części warg sromowych większych, warg sromowych mniejszych lub łechtaczki kobiety". Konwencja wprowadza też zakaz zmuszania do małżeństw. Mamy więc do czynienia z kompletnym oderwaniem od polskiej rzeczywistości.

Dokument na niby?

Takie sformułowania nasuwają pytania, po co i dlaczego rząd chce przyjąć ten dokument. Czy zwyciężyła polityczna poprawność zawierająca się w słowach: „nie chcecie konwencji – popieracie przemoc wobec kobiet".

– Nie ukrywaliśmy, że niektóre zapisy konwencji są kontrowersyjne, szczególnie jeśli chodzi o skutki o charakterze prawnym. To spowodowało, że nasza uchwała, a co za tym idzie konwencja, jest opatrzona oświadczeniem rządu polskiego, w brzmieniu: Rzeczpospolita Polska oświadcza, że będzie stosować konwencję zgodnie z zasadami i przepisami Konstytucji RP" – uspokajał premier. Można wysnuć więc wniosek, że podpisujemy konwencję trochę na niby, bo żadnych kontrowersyjnych zapisów nie będziemy realizować. Niestety, taki sposób myślenia jest złudny. Konwencja nakłada na państwa-strony szereg zobowiązań, które mają swoje skutki dla budżetu. Chodzi o finansowanie różnych tworzonych w tym celu struktur, agend i grup roboczych do monitorowania i raportowania przestrzegania stron konwencji. Rozmach autorów jest dość duży. Oprócz międzynarodowej instytucji GREVIO (Grupy ekspertów do spraw działań na rzecz zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej), w którym zasiądą liczni delegaci stron państw konwencji.

W dokumencie czytamy również: „Strony wyznaczają lub ustanawiają co najmniej jeden oficjalny organ odpowiedzialny za koordynowanie, wdrażanie, monitorowanie i ocenę polityk i środków służących do zapobiegania i zwalczania wszelkich form przemocy ( ...). Organy te koordynują gromadzenie danych, analizują i rozpowszechniają swoje wyniki". Do tego dochodzą jeszcze ankiety, statystyka i wymiana informacji. Zapisów tego rodzaju jest mnóstwo.

Granty i dotacje

Czy utworzenie takiej rozbudowanej biurokratycznej czapy przyczyni się do ograniczenia przemocy wobec kobiet? Szczerze wątpię. Raczej konwencja stanie się źródłem stałego dochodu dla tak zwanych ekspertów i aktywistów, dla zaangażowanych społecznie organizacji pozarządowych, które będą miały jeszcze jedno źródło otrzymywania państwowych grantów i dotacji. A w zamian: sympozja, międzynarodowe konferencje raporty, podsumowania i agendy.

Tego oczywiście konstytucja nie zabrania. A podpisanie dokumentu stawia państwo w dość niejednoznacznej roli. Generalnie nie zgadzamy się z wieloma zapisami konwencji, gdyż są dla nas obce, jednocześnie jednak zobowiązujemy się je promować lub finansować ich promocję. Jedno jest pewne. Autorzy dokumentu mają ogromną moc sprawczą. Udało im się bowiem skłonić Polskę do przyjęcia dokumentu, który nie będzie miał większego wpływu na poprawę sytuacji i bezpieczeństwa kobiet, a na pewno natomiast stworzy podstawy do promocji i rozwoju ideologii gander, i to za pieniądze podatnika.

A jeśli chodzi o walkę z przemocą wobec kobiet, mamy dziś wiele instytucji odpowiedzialnych za walkę z tym niepokojącym zjawiskiem oraz wiele instrumentów prawnych. Pytanie, dlaczego ich w sposób należyty nie wykorzystują, pozostaje otwarte. Konwencja czy jej brak nie jest tu żadnym uzasadnieniem.

Polska przyjęła ostatecznie Konwencję Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Jest to konsekwencja wcześniejszego stanowiska rządu, który mimo początkowych kontrowersji przyjął jednogłośnie ten dokument. Zgłębiając jego treść, trudno jednak przypuszczać, aby ktoś z członków rządu w ogóle go czytał i był świadomy tego, co podpisuje. Nie policzono też, ile będzie kosztowało podatników wdrożenie konwencji. A koszty mogą być niemałe. Tymczasem chodzi o dokument promujący ideologię, która nie wszystkim podatnikom może przypaść do gustu.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?