Polska przyjęła ostatecznie Konwencję Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Jest to konsekwencja wcześniejszego stanowiska rządu, który mimo początkowych kontrowersji przyjął jednogłośnie ten dokument. Zgłębiając jego treść, trudno jednak przypuszczać, aby ktoś z członków rządu w ogóle go czytał i był świadomy tego, co podpisuje. Nie policzono też, ile będzie kosztowało podatników wdrożenie konwencji. A koszty mogą być niemałe. Tymczasem chodzi o dokument promujący ideologię, która nie wszystkim podatnikom może przypaść do gustu.
Pochód ideologii gender
Podpisana w Istambule konwencja zawiera ramowe regulacje, których realizacja ma zapobiegać przemocy wobec kobiet. Chodzi tu głównie, choć nie tylko, o przemoc domową. Pomysłodawcy wychodzą z założenia, że przemoc jest głównie problemem kobiet (potwierdzają to różnorakie badania). A generalną przyczyną takiego stanu rzeczy jest tradycyjny podział ról w społeczeństwie. Te „nierówne" stosunki, na przykład w małżeństwie (rodem ze schematu: kura domowa z gromadą dzieci i pan domu) prowadzą do dominacji jednej strony i w konsekwencji do agresji. Antidotum na taką sytuacje jest zrównanie ról, aby partner A i partner B byli rzeczywiście partnerami.
Konwencja wskazuje zatem: „Strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn".
Takie sformułowania pokazują, że pod płaszczykiem ochrony kobiet przed przemocą, przemycane jest coś więcej. To ideologia gender. Jest ona wysoko niesiona na sztandarach środowisk feministycznych. W jej założeniach mowa jest o tak zwanej płci kulturowej i społecznej. Jak twierdzą jej wyznawcy, wiele cech „kobiecych" i „męskich" wynika nie z różnic biologicznych, ale z ról płciowych i stereotypów przypisanych kobietom i mężczyznom przez społeczeństwo i kulturę.
Kpiny z prawa
To jednak nie wszystko, gdyż dalsza lektura tekstu konwencji wskazuje, że jej autorzy, posługując się ideologią, stworzyli dokument, który nie przystaje do polskiej rzeczywistości. Traktuje on bowiem o problemach, z którymi borykają się może kobiety w krajach Trzeciego Świata, a nie Zachodu.