Młody mężczyzna zapisał swoją ostatnią wolę w esemesie. Potem popełnił samobójstwo. W wysłanej wiadomości rozdysponował swój majątek. Wyraził życzenie, by mieszkanie, samochód i około miliona koron na koncie otrzymali przyjaciele i jego babcia. Określił także, jaka część majątku ma przypaść każdemu z nich. Dwóch przyjaciół miałoby otrzymać 100 tysięcy koron. Inny przyjaciel dostałby samochód. Babcia zostałaby spadkobierczynią pozostałej części spuścizny.
Testament wysłany z komórki nie spotkał się jednak z aprobatą wszystkich zainteresowanych. Jego ważność zakwestionowała matka, pominięta przez syna w dokumencie. Ze względu bowiem na to, że 27-latek nie był żonaty i nie miał dzieci, cały majątek – według prawa – przypadłby właśnie jej. Mężczyzna jednak wyraźnie chciał tego uniknąć.
Sąd rejonowy uznał esemes za testament, który posiada moc prawną. Sąd apelacyjny stwierdził natomiast, że nie może być traktowany jako akt ostatniej woli, ponieważ nie był podpisany.
Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok sądu apelacyjnego.