Prezydencki projekt ustawy frankowej nieoczekiwanie wrócił do Sejmu, gdy okazało się, że Andrzej Duda skierował do Trybunału Konstytucyjnego kontrowersyjną nowelizację kodeksu karnego. Czy to element umowy głowy państwa i partii rządzącej? W sumie nieważne – bez wątpienia jednak obie te wędrówki są na rękę i Andrzejowi Dudzie, i PiS.
Czytaj także: Posłowie wyrwali kły ustawie frankowej. Usunięto kluczowy zapis
Ale pomoc dla frankowiczów w obecnej formie to już nie ten sam projekt, który zgłosił prezydent. Po drodze bowiem wyrwano mu ostatnie zęby. Nie będzie funduszu konwersji, na który miały się składać banki, by rekompensować frankowiczom straty wynikłe z przewalutowania ich kredytów. Lobby bankowe może mówić o wygranej, mimo że projekt ustawy – choć okrojony – ciągle jest w grze.
Wszystko więc wskazuje, że będzie tak, jak jeszcze w 2017 r. radził frankowiczom prezes PiS Jarosław Kaczyński: bierzcie sprawy w swoje ręce i walczcie w sądach. Od razu po tych słowach, powtarzanych wtedy także przez ówczesnego wicepremiera Mateusza Morawieckiego, akcje banków na giełdzie wzrosły. Prezes wiedział, co mówi – nie wszyscy obywatele popierają bowiem postulaty frankowiczów, których uważają raczej za tych bogatych, co chcą być jeszcze bogatsi.
W sądach frankowiczom powinno być teraz prościej uzyskać to, o co walczą, bo znamy już korzystną dla nich opinię rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. Podkreśla on, że banki i sądy nie mogą działać wbrew interesom konsumentów, więc nie można też zmieniać umów bez zgody obu stron. Jest także pierwsze orzeczenie polskiego Sądu Najwyższego, wkrótce też pewnie wypowie się luksemburski Trybunał.