Barbara Kudrycka, była minister nauki, poniosła wczoraj sromotną klęskę przed Trybunałem Konstytucyjnym. Potwierdził on jasno, że edukacja w Polsce jest bezpłatna, a wszelkie próby narzucania odpłatności za studia wyższe jaskrawo naruszają ustawę zasadniczą.
Chodzi o wszystkie studia stacjonarne. Edukacja za pieniądze może być popierana jedynie w przypadku studiów zaocznych, wieczorowych, zajęć fakultatywnych, które nie są potrzebne do skończenia studiów na danym kierunku.
Oczywiście – jak zauważył Trybunał – uczelnie powinny mieć remedium na patologie, czyli jaskrawe nadużywanie prawa do bezpłatnej edukacji. Są sytuacje, w których ktoś studiuje fikcyjnie na wielu kierunkach i blokuje miejsca innym chętnym. Tyle że przeciwdziałanie takim patologiom nie może uderzać w konstytucję.
Urzędnikom ministerstwa przydał się zimny prysznic, bo mimo że w przeszłości zapadły już wyroki kwestionujące odpłatność za studia, kolejnymi nowelizacjami brnęli w złym kierunku. Nie interes studentów liczył się tu najbardziej, ale budżetu państwa. Kalkulacja była prosta: dziś państwo musi płacić za każdego studenta dotacje wyższym uczelniom, wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek studiów skutecznie zatem zniechęci większość z nich do poszerzania swojej wiedzy. A to oznacza spore oszczędności, bo za studenta na drugim kierunku i tak dotacja się należy.
Konsekwencje takiego myślenia już zaczęły przynosić katastrofalne skutki. Tak się bowiem składało, że studenci jako drugi kierunek często wybierali studia dziś niszowe, nierynkowe, niedające perspektyw na dobrze płatną pracę, ale poszerzające wiedzę i spojrzenie ?na świat. W Białymstoku rozważano zawieszenie rekrutacji na filozofię. Na skraju likwidacji znalazły się też inne kierunki studiów, np. historia.