Wyroki w PRL były przesądzone: Jacek Taylor

Miałem blankiety pełnomocnictw podpisane ?in blanco przez tych, którzy bali się aresztowania.

Publikacja: 18.06.2014 03:00

Jacek Taylor

Jacek Taylor

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Na czym polegała rola obrońcy politycznego w PRL?

Przede wszystkim ?na robieniu hałasu.

Hałasu?

Tak. Za pomocą podziemnych gazet i Radia Wolna Europa, ale nie tylko. Staraliśmy się nagłaśniać to, co się działo. W ówczesnych procesach wyroki były bowiem już przesądzone, tylko wyjątkowo udawało się coś wywalczyć. To nie była walka równej broni. Dlatego też używaliśmy środków pozaprocesowych, ?by bronić naszych klientów.

Jakie to były środki?

Ja się zrobiłem taki bezczelny, że we wrześniu 1985 r. nagrałem wypowiedź Bogdana Lisa, który przebywał wtedy w więzieniu. Dwa dni później wyemitowało ją Radio Wolna Europa. Skutek propagandowy był, ale kłopoty również. W wielu więzieniach zmieniono warunki naszych widzeń z więźniami tak, że byliśmy pod nieustanną kontrolą.

Czyli ówczesna władza bała się tego „hałasu".

Oczywiście. 14 sierpnia 1982 r. w ośrodku internowania, czyli w więzieniu, w Kwidzynie urządzono akcję bicia internowanych. Pobito ?ok. 140 osób. W ośmiu wpadkach – ciężko. Kilku z poszkodowanych postawiono zresztą później przed sądem pod zarzutem zaatakowania strażników, co było już zupełną perfidią. I co się tam wydarzyło? Miejscowy proboszcz podczas niedzielnej mszy z nazwiska wymienił tych strażników, którzy bili internowanych. Wiem, że jeden funkcjonariusz razem z rodziną wyprowadził się z miasta – tak silny był ostracyzm społeczny. Dlatego trzeba było wręcz wrzeszczeć o tym, co się działo. Na przykład właśnie o tym, że internowani są bici. Z osób publicznie znanych Władysław Frasyniuk miał w więzieniu poważne problemy tego typu.

W czym jeszcze pomagaliście uwięzionym?

Opiekowaliśmy się nimi w związku z takimi zwykłymi sprawami, pomagaliśmy w kontaktach z rodziną. Właśnie niedawno przeglądałem swoje dawne akta i znalazłem karteczki, na których było napisane, co mam powtórzyć żonie, jakie zorganizować lekarstwo... Znalazłem też inny plik – blankiety pełnomocnictw podpisanych in blanco przez tych, którzy bali się aresztowania. Chcieli bowiem, bym od razu mógł się nimi zająć jako obrońca. To była powszechna praktyka. Ja trzymałem te blankiety w szufladzie koleżanki, no bo przecież mnie też mogli aresztować.

A było w tym wszystkim miejsce na taką tradycyjną adwokacką robotę? Czy w tamtym systemie, ?z tamtymi przepisami udało się czasem coś wywalczyć w samym procesie?

Czasem tak, ale nieczęsto. W okresie stanu wojennego w samym Gdańsku było około tysiąca politycznych spraw karnych. Represje miały więc masowy charakter. To nie były działania przypadkowe – mieliśmy do czynienia ze zorganizowanym aparatem władzy totalitarnej. Masowo aresztowano i przetrzymywano w więzieniu ludzi m.in. za noszenie ulotek, powielanie książek, udział w demonstracjach. W stanie wojennym działalność w „Solidarności" była nielegalna, tak więc każdego, kto jej nie zaprzestał, także skazywano. Dodano do kodeksu karnego przepis, pod który dawało się zakwalifikować cokolwiek: kto działa w celu wywołania niepokoju publicznego lub rozruchów, podlega karze... Zupełnie niebywałe nadużycie ustawodawcze. Na podstawie tego przepisu skazano np. dziewczynę, która pożyczała książki Gombrowicza i Kołakowskiego wydane nielegalnie. Albo oskarżono dwóch robotników Stoczni Gdańskiej, którzy chcieli złożyć kwiaty pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców.

Na czym w tym wypadku miała polegać ta chęć wywołania rozruchów?

Właśnie na tym, że składali kwiaty. Wcześniej w dodatku przeprowadzili wśród kolegów zbiórkę pieniędzy na wieniec. To dziś brzmi jak żart, ale tak było. Dowiedziałem się w trakcie procesu, że jeden z tych robotników miał krewnego wśród poległych – był to brat jego matki. Przedstawiłem sądowi metryki, z których wynikało to pokrewieństwo. To zrobiło wrażenie. Skład sądu wpadł w popłoch. Ogłoszono przerwę, sędzia pobiegła do zwierzchników. A później zapadł wyrok uniewinniający. Sądzę, że decydenci jednak przestraszyli się rozgłosu, jaki niewątpliwie wywołałaby ta sprawa. A my właśnie byliśmy od tego.

Od 1978 r. współpracował z opozycją demokratyczną. Po 13 grudnia 1981 r. kilka miesięcy ukrywał się, następnie wrócił do wykonywania zawodu adwokata, udzielając się jako obrońca w procesach politycznych.

Na czym polegała rola obrońcy politycznego w PRL?

Przede wszystkim ?na robieniu hałasu.

Pozostało 98% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi