Zastanawiam się, czym był ów kawał dobrej roboty, który przyszło wykonać moim kolegom. Wydaje mi się, że przyszło im nadrabiać braki polskiego prawa karnego, braki, które istnieją od roku 1949, a których nie udało się wypełnić sensowną treścią przez minione ćwierć wieku, tak bardzo ostatnio gloryfikowanego... Wkrótce minie w 65 lat , kiedy „dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania" uchylił przepisy kk z 1932r. o ochronie uczuć religijnych. Przepisy te penalizowały bluźnierstwo Bogu, publiczne lżenie, wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, jego dogmatów, wierzeń lub obrzędów. Pozostawiono jedynie, wzorując się na uregulowaniach sowieckiego prawa karnego, karalność znieważania przedmiotów czci religijnej lub miejsc przeznaczonych do odprawiania obrzędów. Upadek komunizmu, który tak ładnie kiedyś obwieszczono, a którego rocznicę tak hucznie kazano obchodzić niestety nie zaowocował „restitutio in integrum" w zakresie prawno karnej ochrony uczuć religijnych, czyli zastąpienia „sowieckopochodnych" regulacji tymi, które wytworzyła w II RP polska doktryna prawa karnego. W następstwie tego bezkarnym pozostają nadal bluźnierstwo Bogu, publiczne lżenie, wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, jego dogmatów, wierzeń lub obrzędów, choć powinno być karalne...
Pytanie, co się dzieje, kiedy to co powinno być kryminalnie naganne takim w świetle prawa nie jest? Odpowiedź na to pytanie znalazłem w jednym z tekstów Leszka Kołakowskiego, zawartym w słynnym tomie z diabłem w tytule. Profesor pisze tam, że państwo liberalne nakłada kary za morderstwa, rabunki, gwałty ale nie dlatego że uważa te czyny za grzechy, ale z zupełnie innego powodu. Gdyby czyny te pozostały bezkarnymi, to żaden ład zbiorowy nie byłby możliwy, a społeczeństwo pogrążyłoby się w chaosie, nieszczęściu i przemocy. Grzechy nie są karane jako grzechy, ale karane są czyny (treściowo pokrywające się z grzechami), których niekaranie doprowadziłoby do zagłady ładu publicznego.
Powstaje oczywiście kwestia, czy zachowania takie jak bluźnierstwo Bogu, publiczne lżenie, wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, jego dogmatów, wierzeń lub obrzędów mogą nie być przestępstwami, a być traktowane jako „prawo człowieka". O to ostatnie „walczą" jacyś przebierańcy w rodzaju łódzkiego „człowieka-motyla". Oczywiście, że nie, bo życie w społeczeństwie, w którym takie „prawo człowieka" by obowiązywało stałoby się nie do zniesienia...
Otóż, bluźnierstwo Bogu, publiczne lżenie, wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, jego dogmatów, wierzeń lub obrzędów powinno być kryminalnie naganne, nie dlatego że same w sobie są one grzechami ale dlatego, że ich popełnianie wywołuje powszechne oburzenie, przez co burzy ład społeczny. Masowe protesty towarzyszące wystawianiu „Golgota picnic" świadczą o tym dobitnie. Każdy incydent tego performance powinien spotkać się z prawnokarną reakcją, jako bluźnierczy, lżący i wyszydzający katolicyzm i jego dogmaty i wierzenia, nie spotyka się, bo prawo takiej reakcji nie przewiduje. Skoro prawo jej nie przewiduje, dochodzi do masowych protestów społecznych. Mnie te protesty nie dziwią i nie uważam ich za zachowania karygodne, a na ten przymiotnik zasłużyło polskie prawo karne, które przez ćwierć wieku nie potrafiło wprowadzić do kodeksu karnego penalizacji zachowań, które te protesty wywołują. Jeżeli o mnie chodzi, to ja dekomunizacji polskiego prawa karnego na polu ochrony uczuć religijnych domagałem się już dawno temu... zdając sobie sprawę do czego jej brak może doprowadzić.
Pytanie, czy „Golgota picnic" wyczerpywałaby znamiona bluźnierstwo Bogu, publicznego lżenia, wyszydzania uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, jego dogmatów, wierzeń lub obrzędów? Odpowiedź na to pytanie jest o tyle utrudniona, że ja tego performance nie oglądałem... Chcąc wejść na prezentację jego zapisu wideo narażony byłbym na rewizję osobistą przez służby specjalne, a bardzo nie lubię być takim czynnościom poddawany. Odpowiedź na pytanie, z jakich powodów organizatorzy przedsięwzięli takie środki ostrożności może być tylko jedna: oni mają świadomość, że performance zawiera bluźnierstwo Bogu, publiczne lżenie, wyszydzanie dogmatów, wierzeń lub obrzędów, które mogą wywołać spontaniczne, negatywne reakcje widowni... Z radiowej wypowiedzi osoby, która umożliwiła w Łodzi prezentację tego performance wynika, że co prawda zawiera ono te ww. negatywne elementy, ale kończy się muzyką, która powinna złagodzić nastroje...