Ostatnie wydarzenia na scenie polityki po raz kolejny każą się zastanawiać, czym rzeczywiście jest demokratyczne państwo prawne, co naprawdę może je umacniać, a co niewątpliwie wyrządza mu szkody. Próbując odpowiadać na powyższe pytania, nie tylko łatwiej, ale i słuszniej będzie kolejność odpowiedzi odwrócić i zacząć od wskazania na sytuacje i okoliczności szkodliwe dla demokracji i praworządności. Słuszniej dlatego, że wskazując przyczyny szkód, można je w przyszłości eliminować.
Mniej słów, mniej głupstw
Mniej szkód to w bilansie więcej korzyści, czy jak kto woli, mniej słów to mniej głupstw. Szkodliwe dla ładu prawnego są bowiem słowa o prawie wypowiadane publicznie i przyjmowane przez odbiorców jako autorytatywne, choć wcale takimi nie są lub przynajmniej być nie muszą.
To jest przede wszystkim kamyczek do ogródka mediów i ich współtwórców, niestety bez licznych wyjątków – choć liderów rankingu ignorancji w mówieniu czy też pisaniu o prawie nietrudno byłoby wskazać.
To także „ogródek" niektórych prawników zapraszanych regularnie przez wybrane media w roli komentatorów wydarzeń o prawo się ocierających. Wszystko zaś może mieć związek z prawem, bo wszak „ubi societas ibi ius".
W stosunku do tych ostatnich – może nawet z zawodowej solidarności – wychodzę z założenia domniemania dobrej wiary i przyjmuję, że chcą nieść kaganek prawnej oświaty. Nie zważają niestety, że reżyserzy spektakli, w których występują, mają najczęściej zupełnie inny cel. Nie jest nim bynajmniej interes publiczny, jakim jest wyższa kultura i świadomość prawna czy wiedza czytelnika. Tam po prostu chodzi o interes wydawcy.