Jeśli ktoś szuka przyczyn chronicznej zapaści polskiego wymiaru sprawiedliwości – mimo ogromnych na nią nakładów, opłat sądowych i egzekucyjnych, to sprawa dyrektora koszalińskiego więziennictwa Krzysztofa Olkowicza pokazuje, gdzie ich szukać.
Sądy, organy ścigania zajmują się sprawami zupełnie nieszkodliwymi, zamiast skupiać się na poważnych.
Przypomnę długą listę pomyłek w tej sprawie. Kiedy do kierowanego przez płk. Olkowicza zakładu karnego trafił na pięć dni aresztu, tzw. kary zastępczej, chory na schizofrenię mężczyzna za to, że nie uregulował 100 zł grzywny za kradzież wafelka wartego 99 gr, dyrektor po krótkiej rozmowie zorientował się, że ma do czynienia z chorym. Nie powinien być w więzieniu, ponieważ może być szykanowany przez współosadzonych, zresztą w całym postępowaniu nie zapewniono mu właściwej opieki, a sąd choroby podsądnego nie zauważył, gdyż skazany został w tzw. trybie nakazowym, czyli na posiedzeniu bez udziału stron.
Był piątek, do odsiadki zostały mu dwa dni, więc dyrektor, kierując się odruchem serca, polecił podwładnemu, by uiścił za osadzonego 40 zł – za ostatnie dwa dni odsiadki – i kazał go wypuścić, a funkcjonariuszowi zwrócił wydatek z własnej kieszeni.
Znaleźli się jednak gorliwi służbiści, którzy wysłali doniesienie na dyrektora do Ministerstwa Sprawiedliwości, a ono przekazało je policji. Ta z kolei skierowała wniosek o ukaranie do sądu rejonowego. Sądy nie były łaskawsze. Najpierw Sąd Rejonowy, a teraz Okręgowy w Koszalinie, wprawdzie nie ukarały dyrektora, ale uznały go za winnego.