Miały być antidotum na trwające latami procesy o pietruszkę. Batem na chuliganów i pseudokibiców. Pierwsze miesiące pokazały, że nie działają. Z czasem sądy się do nich przekonały. Po zajściach w stolicy, do których doszło 11 listopada, policja zatrzymała ponad 70 osób. Sądy miały znów szansę sprawdzić się w ekspresowym orzekaniu. Gdy tylko mogły, stosowały tryb przyspieszony. 20 z 47 chuliganów, którzy brali udział w burdach w Warszawie, usłyszało ekspresowe wyroki. Ogłosił je jeden z warszawskich sądów rejonowych. Takie zachowanie warszawskiego sądu to kolejny po Euro 2012 dowód na to, że szybki tryb, chociaż używany tylko w wyjątkowych sytuacjach, jest w naszej procedurze potrzebny. Szybki tryb potrafi też być surowy. Dowód? Kilka osób ostatnio skazanych trafi do kryminału, co oznacza, że sądy orzekły wobec nich bezwzględne więzienie. O sukcesach trybu ekspresowego warto przypominać tym, którzy chcieli go wyrzucić z procedury karnej. Jako argument podnoszono duże koszty, które generował.

Jeden z kolejnych ministrów sprawiedliwości postanowił tryb zreformować. Zrezygnowano z przymusowego zatrzymania domniemanego sprawcy i doprowadzenia na policję oraz jego obligatoryjnej obrony. Koszty spadły, tryb pozostał. I działa. Pewnie mógłby dużo częściej. To nie zależy jednak tylko od dobrej woli sądu. Podstawą jest precyzyjny materiał dowodowy. W takich sprawach policja często musi odtworzyć kilkanaście godzin nagrania, by wyłowić sprawców i przypisać im konkretne czyny. Każdy jednak musi sobie zdać sprawę, że gdyby nie możliwości, jakie daje tryb ekspresowy, sprawcy burd sprzed kilku dni chodziliby wolni, a ewentualny proces groziłby im za wiele miesięcy.