Adwokat Marcin D., podejrzany o wyłudzenie publicznych pieniędzy, został tymczasowo zawieszony w czynnościach zawodowych. A to oznacza, że przez jakiś czas nie może być adwokatem. Decyzję podjęła Okręgowa Rada Adwokacka w Gdańsku po kilkunastu dniach od zatrzymania adwokata. Przewodniczący składu orzekającego uzasadniał, że adwokatura musi wyraźnie zaznaczać swoje stanowisko wobec członków, którym stawia się zarzuty w postępowaniu karnym.
– Dla przejrzystości i dla dobrej opinii o adwokaturze takie decyzje są konieczne – podkreślał. Mówił też o mocnych i poważnych przesłankach wniosku o zawieszenie adwokata. Nie wiadomo na razie, jak długo zawieszenie będzie obowiązywać, bo dopiero proces rozstrzygnie, czy zarzuty wobec mecenasa są prawdziwe.
Zawieszanie w prawach wykonywania zawodu przez kolegów z korporacji nie należy do zadań ani łatwych, ani przyjemnych. Zawsze bowiem ktoś kogoś lepiej zna, bardziej wierzy w niewinność i – podpierając się zasadą domniemania niewinności – może forsować pomysł o niezawieszaniu w czynnościach zawodowych. Taka decyzja bije jednak w całe środowisko, także w tych, którzy z organami ścigania nie mieli nigdy do czynienia. Dobrze więc, że coraz częściej korporacje zdają sobie z tego sprawę i nie bacząc na to, kto kim jest w samorządzie i jaką ma pozycję, podejmują takie trudne decyzje. Ciężko bowiem społeczeństwu wytłumaczyć, dlaczego adwokat zasiadający w jednym procesie na ławie oskarżonych w innym jest pełnomocnikiem oskarżonego i staje przed sądem. Ze zrozumieniem takiej sytuacji mają problem nie tylko postronni obserwatorzy procesu, ale i sami adwokaci, a bywa, że nawet ich klienci.