Barbara Piwnik o pozwaniu Zbigniewa Ziobry przez sędzię Justynę Koskę-Janusz

Jeżeli sędzia miałby się bać orzekać w sprawie przeciwko ministrowi, oznaczałoby to, że stracił kwalifikacje do pełnienia urzędu - mówi Barbara Piwnik, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.

Aktualizacja: 15.11.2016 18:20 Publikacja: 15.11.2016 17:53

Barbara Piwnik

Barbara Piwnik

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Odwołana z delegacji sędzia Justyna Koska-Janusz pozywa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Chodzi o odwołanie z delegacji bez uzasadnienia i ostre słowa, jakich użył. Jego zdaniem sędzia „miała się wykazać wyjątkową nieudolnością" i nie poradzić sobie „z prowadzeniem prostej, choć głośnej sprawy". Pozew trafił do sądu, wyznaczono sędziego referenta, ale ten nie chce w niej orzekać. To strach?

Barbara Piwnik: Nawet tego nie zakładam. Jeżeli sędzia miałby się bać orzekać w sprawie przeciwko ministrowi, oznaczałoby to, że stracił kwalifikacje do pełnienia urzędu. Sędzia bać się nie może.

To jednak może być szczególny proces.

A na czym ma polegać jego szczególność? Sprawa jak sprawa. Jest pozew, trzeba się nad nim pochylić i orzec. W swojej karierze miałam na sali różne ważne albo znane osoby. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby się bać.

Stała pani kiedyś po drugiej stronie sędziowskiego stołu?

Tak. Przed laty jako oskarżyciel posiłkowy byłam osobą pokrzywdzoną przez działanie mediów. Dla przejrzystości proces został przeniesiony do Sądu Rejonowego w Żyrardowie.

Dobrze się stało?

Uważam, że bardzo dobrze. Pierwotnie mieli w niej orzekać sędziowie z Warszawy. W większości ich znałam, więc się wyłączyli. Sprawa trafiła gdzie indziej.

Takie przekazanie sprawy do innego sądu to zdrowe rozwiązanie?

Tak, i nie chodzi o to, że sędziowie będą się bali orzekać. To najlepsze rozwiązanie dla dobra wymiaru sprawiedliwości. Chodzi o to, by nikomu, nawet osobie postronnej, nie przeszło przez myśl, że na wyroku zaważyły inne okoliczności niż faktyczne dowody i prawda.

Ale są np. sprawy dyscyplinarne, w których sędziowie orzekają wobec innych sędziów. Nikt tych spraw z reguły nigdzie nie przenosi.

Sprawy dyscyplinarne to zupełnie inny przypadek. Skoro o nich mowa, proszę zauważyć, że wcale nierzadko słychać zarzuty, że sędziowie są zbyt łagodni dla swoich.

Sprawa sędzi odwołanej z delegacji powinna więc trafić poza stolicę?

Co do zasady uważam, że tak. W Warszawie mamy jednak szczególną sytuację. Mamy dwa sądy okręgowe, większość sędziów się nie zna. Można by więc taką sprawę osądzić w stolicy.

Odwołana z delegacji sędzia Justyna Koska-Janusz pozywa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Chodzi o odwołanie z delegacji bez uzasadnienia i ostre słowa, jakich użył. Jego zdaniem sędzia „miała się wykazać wyjątkową nieudolnością" i nie poradzić sobie „z prowadzeniem prostej, choć głośnej sprawy". Pozew trafił do sądu, wyznaczono sędziego referenta, ale ten nie chce w niej orzekać. To strach?

Barbara Piwnik: Nawet tego nie zakładam. Jeżeli sędzia miałby się bać orzekać w sprawie przeciwko ministrowi, oznaczałoby to, że stracił kwalifikacje do pełnienia urzędu. Sędzia bać się nie może.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego