Przede wszystkim to prztyczek w nos dla Zbigniewa Ziobry, ale również dowód na zbliżenie prezydenta ze środowiskami bliskimi Jarosławowi Gowinowi oraz sygnał, że żadnych radykalnych posunięć legislacyjnych nie będzie.
Po zawetowaniu dwóch ustaw (o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa), krytyce poczynań Andrzeja Dudy przez Zbigniewa Ziobrę i jego zastępców między pałacem a ministerstwem zapanowały ciche dni. Nadzwyczaj ciche, bo resort sprawiedliwości nawet nie wie, co prezydent zamierza, nie mówiąc już o opiniowaniu czy konsultowaniu przygotowanych przez jego zaplecze pomysłów. Wiele wskazuje na to, że prezydent skieruje przygotowane projekty od razu do Sejmu, marginalizując pozycję Ziobry tradycyjnie odpowiedzialnego za reformę sądownictwa.
Pierwszą decyzją Zbigniewa Ziobry po objęciu ministerialnej teki był demontaż wielkiej reformy procedury karnej. Królikowski, konserwatysta, były szef Biura Analiz Sejmowych, przygotowywał ją przez kilka lat, będąc najbliższym współpracownikiem ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.
Ziobro, pod wpływem m.in. lobby prokuratorskiego, wyrzucił jednak tzw. proces kontradyktoryjny do kosza, zaledwie po pół roku od jego wejścia w życie. Recenzja dzieła Królikowskiego była surowa. – Reforma była zła, koniec z łapownictwem, wracamy do Europy – te słowa Ziobry musiały zaboleć.
Pojawienie się byłego wiceministra sprawiedliwości w pałacu nie jest przypadkowe. Był już poważnie brany pod uwagę jako doradca prawny prezydenta, zaraz po objęciu urzędu przez Andrzeja Dudę. Dziś taki krok może być dowodem na zbliżenie prezydenta ze środowiskami bliskimi Jarosławowi Gowinowi. Zwłaszcza że wicepremier dość sceptycznie wypowiadał się na temat kształtu reformy KRS forsowanej przez PiS.