Chrabota: Wigilia z dębowym stołem w tle

Żadne inne miejsce na świecie, żadna inna przestrzeń, czy to faktyczna, czy duchowa, nie kojarzyła mi się bardziej z domem rodzinnym niż tamta kamienica przy 3 Maja w Zabrzu.

Aktualizacja: 25.12.2019 18:37 Publikacja: 25.12.2019 00:01

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Dziadkowie sprowadzili się do tego domu w końcu roku 1948. Nie mam pojęcia, czy sami go wybrali, czy wybrano za nich. Nie mieli wcześniej ze Śląskiem wiele wspólnego. Babcia, sierota z Cieszyna, po śmierci rodziców wychowywała się z bratem w ochronkach, a potem kształciła w niemieckiej szkole handlowej. Dziadek, szóste dziecko w rodzinie galicyjskich chłopów, dzięki niezwykłym zdolnościom trafił do krakowskiego gimnazjum, a potem na studia. Prawa nie skończył, bo rodziny nie stać było na utrzymanie studenta, niemniej nabyte wykształcenie wystarczyło mu do zrobienia błyskotliwej kariery urzędniczej w sanacyjnej Polsce.

Wszystko skończyło się we wrześniu, kiedy dziadek był na froncie, a rodzina musiała uciekać do krewnych pod Kraków. Reszta wojny to konspiracja, zbrojne podziemie, kenkarty dla ukrywających się Żydów, walka o kawałek chleba i pół metra ziemniaków na zimę. To była okupacja. A po niej z przedwojennymi papierami na wiele nie mógł liczyć. Wysłano go z rodziną na Śląsk do kopalni. Jak trafił do poniemieckiego mieszkania przy 3 Maja? Nie wiem. Apartament na piętrze był jednak wyjątkowy. Przed wojną była to kwatera oficera służby celnej, bo kamienica stała na rogatkach miasta, za którymi – po drugiej stronie maleńkiej i wiecznie zabrudzonej węglowym pyłem rzeczki Czarniawki – wiła się polska granica.

Oficer mieszkał pewnie z rodziną. Na parterze miał biura. Kim był? Nikt nie miał pojęcia i chyba tylko mnie, kilku-, a potem kilkunastolatka, interesowała ta postać. Musiał być – w mojej wyobraźni – prawdziwym światowcem. To dzięki jego domniemanym podróżom nad czarnobiałym kineskopem telewizora dziadków mógł zawisnąć rzymski szkic Bazyliki św. Piotra autorstwa Donadoniego. Tempera włoskiego mistrza oprawiona w pozłacane ramy nieodmiennie fascynowała mnie lekkością i finezją pędzla.

Kimże był ten znakomity artysta? – zadawałem sobie beznadziejne pytania. Dopiero po latach, już w erze internetu, wyczytałem, że to zwykły pacykarz z przełomu wieków, zmarły w 1911 roku. Jego obrazki zalegają dziś w antykwariatach w sporej ilości, a ich ceny nie przekraczają zwykle tysiąca euro. Skąd miałem to wtedy wiedzieć? Nie mogłem, więc stawiałem wirtuoza delikatnej sepii Stefana Donadoniego w szeregu z Rafaelem i Tycjanem, mistrzami weneckimi, a nawet z samym Michałem Aniołem, tylko dlatego, że był Włochem, miał piękne nazwisko i był w zasięgu ręki, czyli mojej wyobraźni.

Dziwny był ten salon dziadków przy 3 Maja. Po lewej stronie od wejścia, poniżej wiecznie zacienionej ściany, stał ponury poniemiecki tapczan. Obok okna – piętrowy stolik pod telewizor, na którego dolnym piętrze hasał, kiedy nikt na niego nie patrzył, a gdy mu się przyglądało, błyszczał tylko złotą farbą, niezbyt kształtny afrykański słoń. Jeden z najwierniejszych przyjaciół mojego dzieciństwa. Po przeciwnej stronie pokoju zalegał swoją olbrzymią bryłą wielki kredens w stylu biedermeier, w którym babcia przechowywała kryształy, a dziadek papierosy marki Mewa. Pośrodku salonu zaś, jak w centrum naszej rodzinnej galaktyki, stał wielki, przydymiony wiekiem dębowy stół.

Do iluż zabaw nam służył, jakże fantastycznie był uniwersalny, jak serdecznie oddany i posłuszny nawet najdzikszym pomysłom licznych w rodzinie małych barbarzyńców. Boisko do cymbergaja, stół do ping ponga, bierek i domina. Miejsce zaciętych rozgrywek w brydża, po którym z dziką pasją przewalały się kolejne robry nienasyconych gry stryjów i kuzynów. Dla mnie – również miejsce schronienia, gdy wszystkiego miałem dość i chciałem poczuć się przez chwilę najnieszczęśliwszy na świecie.

Stół miał specyficzny zapach. Zwłaszcza w tych dniach w końcu grudnia, kiedy zasiadała przy nim cała rodzina. Pachniał intensywnie ciemnym, dymnym dębem, a przez mgłę tego odurzającego aromatu przebijały się zapachy smażonego karpia, marynowanych śledzi, barszczu z uszkami, suszonych grzybów, pierogów, cebulki i kompotu z suszonych śliwek. Dorośli śpiewali kolędy, babcia wołała, by pomóc jej w kuchni, a ja, urzeczony tymi zapachami, bałem się wyjść spod stołu w obawie, że cały ów świat pryśnie jak mydlana bańka. Patrzyłem tylko kątem oka na choinkę, której dolne gałązki widać było spod stołu. Czułem ciepły zapach kolan moich najbliższych i czekałem na tę jedną chwilę odwagi, by wynurzyć się na powierzchnię.

Dziś myślę, że nigdy tak naprawdę nie udało mi się wyjść spod tego stołu. Tkwię zakorzeniony w tym świecie przedmiotów, dźwięków i zapachów na zawsze. I to jest moja siła.

Dziadkowie sprowadzili się do tego domu w końcu roku 1948. Nie mam pojęcia, czy sami go wybrali, czy wybrano za nich. Nie mieli wcześniej ze Śląskiem wiele wspólnego. Babcia, sierota z Cieszyna, po śmierci rodziców wychowywała się z bratem w ochronkach, a potem kształciła w niemieckiej szkole handlowej. Dziadek, szóste dziecko w rodzinie galicyjskich chłopów, dzięki niezwykłym zdolnościom trafił do krakowskiego gimnazjum, a potem na studia. Prawa nie skończył, bo rodziny nie stać było na utrzymanie studenta, niemniej nabyte wykształcenie wystarczyło mu do zrobienia błyskotliwej kariery urzędniczej w sanacyjnej Polsce.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?