Roman Kuźniar: Nowy porządek świata

Perspektywy na najbliższe 25-30 lat raczej są ponure. Można założyć, że wprawdzie nie dojdzie do wielkiej wojny, jednak wszystko inne jest możliwe - pisze politolog, były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Publikacja: 09.01.2020 21:00

Roman Kuźniar: Nowy porządek świata

Foto: Rzeczpospolita/ Radek Pasterski

Dzisiaj, podobnie jak sto lat temu, nie zdajemy sobie w pełni sprawy z tego, co się wtedy naprawdę stało. Wtedy, to znaczy tuż po I wojnie światowej. Historycy i publicyści chętnie – co zrozumiałe – koncentrują się na traktacie wersalskim rozumianym jako porozumienie pokojowe kończące „wielką wojnę” oraz jako geopolityczne ułożenie militarnych rozstrzygnięć tej wojny. Zauważane jest także ustanowienie Ligi Narodów, a właśnie w tym miesiącu mija sto lat od wejścia w życie jej paktu. Jednak Liga szybko została zredukowana do ciała czysto dyplomatycznego, które wkrótce zyskało złą opinię. Niesłusznie, gdyż jej powstanie jest nie tylko symboliczną cezurą rozdzielającą w stosunkach międzynarodowych stare i nowe czasy. Wraz z nią narodził się pierwszy w dziejach porządek międzynarodowy.

Powyższe stwierdzenie może się wielu wydać zaskakujące, bo przecież wszyscy byliśmy i jesteśmy uczeni o porządku westfalskim (1648) czy wiedeńskim (1815). To jednak uproszczenie, które się nie broni na gruncie nauk społecznych. W istocie te wcześniejsze można uważać co najwyżej za protoporządki. W rzeczywistości były zaledwie układami geopolitycznymi, które zarazem ustalały rolę i wpływy wielkich mocarstw.

Nieoczekiwana zmiana

W naukach społecznych porządek, także międzynarodowy, jest zjawiskiem i pojęciem znacznie szerszym i bardziej rygorystycznym pod względem logiki i struktury. Porządek musi składać się przynajmniej z trzech elementów. Są to, po pierwsze, podmioty (uczestnicy), które cieszą się mniej więcej takim samym statusem prawnym. Po drugie, relacje, oddziaływania pomiędzy nimi, które również ujęte są w pewne regulacje i wzorce. I po trzecie, muszą istnieć normy i instytucje wielostronne, które zapewniają przewidywalność zachowań uczestników i ogólną stabilność całości.

I to wszystko stało się w sposób niepostrzeżony zaraz po I wojnie światowej. Zostało także wpisane w model Ligi Narodów. Naturalnie było to produktem długofalowych procesów zachodzących w Europie we wcześniejszych stuleciach i rozciąganych przez nią na resztę świata. Chodzi między innymi o ekspansję gospodarki kapitalistycznej i jej globalizację, rozwój państw narodowych czy konstytucyjnych porządków państwowych. Owe procesy były przedmiotem wspaniałych badań i interpretacji poczynionych zwłaszcza przez Fernanda Braudela i jego szkołę Annales, Karla Polanyiego czy Immanuela Wallersteina i jego szkołę nowożytnego systemu światowego.

Trzeba jednak podkreślić, że przed I wojną światową absolutnie nic nie zapowiadało rychłego pojawienia się porządku międzynarodowego. Dlatego to przejście nie było zwykłą transformacją społeczną, przejściem od niższego do wyższego poziomu organizacji życia, lecz czymś, co w naukach przyrodniczych i filozofii przyrody określa się jako „emergencję” – to nagła i nieoczekiwana zmiana, której efekt pozostaje na stałe. W naszym przypadku takim efektem był pierwszy w dziejach porządek międzynarodowy.

Jak się już pojawił, ruszył do przodu. Zaczął się rozwijać i ewoluować pod wpływem potężnych sił sprawczych dynamiki, które mogą być ujęte w trzy szerokie wiązki czynników: gospodarka, idee (ideologie, kultura), wielkie mocarstwa. I ta nowa całość rozwija się zgodnie z logiką samomodyfikującego stawania się, którą sformułował w pierwszych dekadach XX w. wybitny angielski matematyk i filozof przyrody Alfred N. Whitehead. Od tamtej chwili przed stu laty po dzisiaj możemy wyodrębnić trzy kolejne fazy rozwoju porządku międzynarodowego: pomiędzy wojnami, okres zimnowojenny oraz liberalny porządek międzynarodowy.

Okres międzywojenny

Był krótki i zakończył się dramatycznie. W obrębie trzech głównych czynników rozwoju porządku górę wzięły siły destrukcji. W sferze gospodarczej był to ekonomiczny nacjonalizm, wojny handlowe, wielki kryzys i jego społeczno-polityczne konsekwencje. W sferze ideologicznej mieliśmy do czynienia z pojawieniem się faszyzmu oraz – w wersji skrajnej – nazizmu, a z drugiej strony także totalitarnego komunizmu. Na poziomie polityki wielkich mocarstw (power politics) sytuacja także ułożyła się fatalnie. Jedne mocarstwa otwarcie podważały nowy porządek i parły do wojny, inne wydawały się to ignorować czy też było im to obojętne, a Stany Zjednoczone same wyłączyły się z gry. Łącznie praca tych trzech czynników dała efekt w postaci apokalipsy II wojny światowej.

Zaskakujące okazało się to, że wojna nie oznaczała końca porządku międzynarodowego, który narodził się dwie dekady wcześniej. Przeciwnie, natychmiast po II wojnie światowej społeczność międzynarodowa odtworzyła, czy też właściwie postanowiła kontynuować ten projekt, jego logikę i zręby strukturalne. Nawet Liga Narodów została odtworzona, tyle że pod zmienioną nazwą Narodów Zjednoczonych. Jednak zaraz potem rozpoczęła się zimna wojna.

Zimna wojna

Porządek międzynarodowy wszedł w nową fazę rozwoju, zwaną systemem bipolarnym lub właśnie zimną wojną (a w Europie niekiedy porządkiem jałtańskim). To był czas pewnego paradoksu. Z jednej strony świat znajdował się na krawędzi totalnej, nuklearnej wojny pomiędzy dwoma antagonistycznymi blokami i ich przywódczymi supermocarstwami. Z drugiej jednak przez cały ten czas następowało potwierdzanie i wzmacnianie głównych składników porządku międzynarodowego. Po pierwsze, umacniały się państwa narodowe, a w procesie dekolonizacji ich liczba wzrosła i były one tworzone według zachodniego wzorca. Po drugie, następował intensywny rozwój cywilizowanych stosunków dwustronnych, w czym nawet starały się brać udział po 1956 roku pozostające za żelazną kurtyną kraje komunistyczne. I po trzecie, postępowała intensywna instytucjonalizacja stosunków międzynarodowych w ich różnych dziedzinach, od gospodarki przez kulturę po sport, co było m.in. zasługą systemu Narodów Zjednoczonych. W rezultacie rosła międzynarodowa współzależność, którą w literaturze zauważono w latach 70., a która zdaniem badaczy mocno moderowała zachowania większości państw świata.

Stało się tak dlatego, że tym razem siły ruchu, dynamiki, rozwoju pracowały na rzecz umacniania porządku międzynarodowego. Stały i względnie stabilny wzrost gospodarczy w skali świata i poszczególnych państw ułatwiały instytucje systemu z Bretton Woods, czyli Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i Układ Ogólny w sprawie Ceł i Handlu. W kwestii ideologii mieliśmy wprawdzie do czynienia z taką, która początkowo deklarowała przewrócenie porządku międzynarodowego i zbudowanie w to miejsce światowego ustroju bezklasowego, ale w kolejnych dekadach jej siła słabła, aż w końcu poniosła całkowitą porażkę. Z kolei stosunki między mocarstwami zostały sprowadzone do sztywnej równowagi między USA a ZSRR, zaś istnienie Rady Bezpieczeństwa NZ wymuszało minimalną współpracę stałych jej członków na rzecz zapobiegania większym konfliktom i stabilizującą życie międzynarodowe. Sprzyjało to osiąganiu przez porządek międzynarodowy wyższego stopnia dojrzałości, gdyż działające na tę rzecz siły rozwoju mogły względnie spokojnie wykonywać swoją pracę.

Ostatecznie dwa czynniki zdecydowały o końcu zimnej wojny i bipolaryzmu (obok przewagi strategicznej Zachodu). Po pierwsze, rewolucja technotroniczna, która przestawiała gospodarkę na nowe tory i spowodowała nadejście drugiej globalizacji. Po drugie, przewaga liberalnych idei i rosnące wołanie z różnych stron świata o respektowanie praw człowieka i podstawowych wolności oraz o demokratyzację życia politycznego. Zachodni model rozwoju odniósł zwycięstwo nad innymi wzorcami życia społecznego. Eric Hobsbawm w swoim „Wieku skrajności” zauważył, że upadek międzynarodowego komunizmu dokonał się dokładnie zgodnie z prawem sformułowanym przez Karola Marksa. Tym, które mówi, że jeśli stosunki produkcji (system polityczny) hamują rozwój produkcji (gospodarki), dochodzi do rewolucji, która zmienia cały system. Rewolucja zaczęła się w Polsce i miała na imię Solidarność. Zapoczątkowana przez tę rewolucję Wiosna Ludów doprowadziła do upadku komunizmu w latach 1989–1991 i otworzyła drzwi do kolejnej fazy ewolucji porządku międzynarodowego.

Porządek liberalny

Co się tyczy początku tej nowej fazy, warto zauważyć i docenić, że tym razem obyło się bez wielkiej wojny jako progu rozdzielającego dwie epoki w stosunkach międzynarodowych; po raz pierwszy w czasach nowożytnych! Ten etap ewolucji porządku międzynarodowego był „poruszany” głównie przez procesy globalizacji. Te zaś były generowane przez Zachód. Objęły one niemal wszystkie dziedziny życia międzynarodowego, ale także społecznego wewnątrz poszczególnych państw. Stosunkowo niedawno, niejako ex post, ten etap został nazwany liberalnym porządkiem międzynarodowym, czyli porządkiem z liberalną „nakładką”.

W gospodarce oznaczało to żywiołowy, niemal zupełnie swobodny rozwój procesów globalizacji, która gnała niczym potężna rzeka spiętrzana coraz nowymi impulsami. Było to możliwe dzięki globalnej ekspansji wolnego rynku według dekalogu, którym dla ekonomistów stał się konsensus waszyngtoński z 1990 r. Pole idei i ideologii zostało opanowane przez liberalną demokrację, co oznaczało silną obecność indywidualnych praw człowieka i podstawowych wolności. W sferze politycznej zaznaczyło się silne, globalne przywództwo Stanów Zjednoczonych wspomaganych przez UE. Zachód, posługując się czasem ONZ, starał się zapewniać ogólną stabilność i bezpieczeństwo w ramach tego porządku międzynarodowego. Reszta świata akceptowała owe przywództwo lub miękko je na różne sposoby kontestowała, jednak nie pojawił się żaden inny projekt globalnego porządku.

Wszystko szło dobrze, trochę jak według amerykańskiego powiedzenia „so far so good…”, aż do wybuchu kryzysu finansowo-gospodarczego na Zachodzie w 2008 r. i powikłań społecznych i politycznych, które przyniósł. W tym samym czasie i chwilę później katastrofalne interwencje militarne Zachodu zaczęły przynosić różnorakie negatywne konsekwencje. Oba te zjawiska prowadziły nie tylko do bezwzględnego osłabienia Zachodu, ale też do utraty przezeń przywódczej legitymizacji. By porządek międzynarodowy zaczął przechodzić do kolejnej fazy, ważniejsze były inne procesy. Po pierwsze te, o których pisał w drugiej dekadzie XX wieku Oswald Spengler w swym „Zmierzchu Zachodu” – o sekularnym charakterze, takie jak zmiany kulturowe czy demograficzne. I po drugie, bardzo już widoczny „powrót reszty świata”. Było to zresztą możliwe dzięki globalizacji, która pozwoliła na spektakularny rozwój gospodarczy Chin. Jak się zdaje, potrafiły one ostatecznie uczynić z globalizacji lepszy użytek niż Zachód.

Zanim przyjrzymy się perspektywom nowej fazy rozwoju porządku międzynarodowego, warto pamiętać o kilku rzeczach. Otóż druga globalizacja dała siłę i wyniosła na scenę międzynarodową aktorów pozapaństwowych. Chodzi nie tylko o potężne korporacje transnarodowe, ale też wpływowe media, organizacje pozarządowe zajmujące się ochroną praw człowieka czy środowiska naturalnego, jak również… terroryzm międzynarodowy. To zjawisko postawiło pod znakiem zapytania pozycję państwa, zdolność rządu do kontroli granic oraz wzbudziło obawy o bezpieczeństwo i obawy na tle tożsamościowym.

Ponownie wypada zwrócić uwagę na brak zapowiedzi wojny hegemonicznej jako momentu przejścia do nowego etapu czy nowej wersji porządku międzynarodowego. Sporo się wprawdzie mówi o pułapce Tukidydesa w relacji pomiędzy USA a Chinami, ale ta analogia jest historycznie i intelektualnie niedojrzała. Żadna ze stron nie pali się dzisiaj do wojny. Warto natomiast zwrócić uwagę na inny fenomen. Otóż od chwili pojawienia się porządku międzynarodowego sto lat temu to Stany Zjednoczone stały za obecnością liberalnego pierwiastka na początku każdej jego nowej fazy (po I i po II wojnie światowej oraz po zakończeniu zimnej wojny). Dzisiaj już tak nie jest. Nawet więcej: USA są przeciwko liberalnemu porządkowi międzynarodowemu. Wchodząc od kilku lat w porządek pozachodni, musimy mieć świadomość, że nie ma w tym przejściu żadnego roku zerowego oraz że owo przejście jest tym razem rozciągnięte w czasie, zatem jego rezultat jest sprawą otwartą.

Na rozstaju dróg

Nowa wersja porządku jeszcze długo pewnie pozostanie zagadką. Do tej pory sprawa porządku międzynarodowego była w znacznym stopniu sprawą wewnętrzną Zachodu. Teraz już nie. Weszliśmy już w porządek pozachodni, a potem zapewne będzie to porządek niezachodni. Na dłuższy czas pozostanie jednak porządkiem powołanym przez Zachód albo też wyłonionym z Zachodu, zatem wynikająca stąd pewna charakterystyka będzie długi czas obecna. Jednak w tej chwili żadna ze szkół myślenia o stosunkach międzynarodowych, żadna wielka koncepcja nie powie nam, jak ten porządek będzie wyglądać, jaka jego postać może wziąć górę.

Punktem wyjścia musi być obecna rzeczywistość. Na przykład Richard Haass, szef nowojorskiej Rady Stosunków Zagranicznych, w niedawnym artykule na łamach „Foreign Affairs” napisał, że stoimy w obliczu dwóch opcji. Pierwszą jest porządek nieliberalny, któremu przewodzić będą Chiny. W tej opcji należy oczekiwać przewagi mocarstw autorytarnych oraz wzmożonej rywalizacji pomiędzy mocarstwami aktywnie domagającymi się swoich stref wpływów. W drugiej opcji znajdziemy się w sytuacji słabszego porządku, a raczej nieładu, który będzie spychał świat ku granicy chaosu i niskiej przewidywalności w życiu międzynarodowym.

Z kolei Dominique David, redaktor naczelny „Politique Etrangere”, twierdzi na łamach tego kwartalnika, że w centrum obecnego myślenia o porządku międzynarodowym znajduje się dialektyka otwartości i zamykania się (openness vs. confinement). Dalsza ewolucja zależeć będzie od tego, jak daleko pójdzie dewesternizacja i dokąd będzie prowadzić. Będą się z tym wiązać liczne inne kwestie, łącznie z problemem koncentracji i rozpuszczania się siły i władzy w polityce, sprawy ubóstwa, energii, demograficzne oraz oczywiście relacji pomiędzy demokracjami a reżimami autokratycznymi.

W moim przekonaniu trzeba powrócić do trzech wskazanych wcześniej sił i rozważyć potrójną dialektykę, która będzie mieć miejsce w ich obrębie. W sferze geopolitycznej problemem będzie układanie się relacji pomiędzy dwoma supermocarstwami: Chinami i USA (nowy bipolaryzm), w tym rola regionów buforów oraz tak zwanych swing powers, które będą oscylować pomiędzy wielką dwójką. Świat w tym wymiarze może pójść w kierunku nowej równowagi globalnej pomiędzy Chinami a resztą, w której znajdzie się także Zachód. W obszarze ideologii jeszcze przez jakiś czas będziemy pewnie świadkami kontynuacji rywalizacji pomiędzy autokracjami a demokracjami, pomiędzy scentralizowanymi, często dyktatorskimi państwami a otwartymi społeczeństwami obywatelskimi i systemami politycznymi przyjaznymi człowiekowi, jego prawom i wolnościom. Pole ekonomii będzie nadal zdominowane przez cyfrową globalizację, a w kontekście porządku międzynarodowego ważne pytanie będzie brzmieć: który model e-globalizacji przeważy – generowany przez wielkie mocarstwa, jak w końcu XIX wieku, czy przez aktorów pozapaństwowych, jak od końca lat 80. XX wieku. Na dłuższą metę tym, co rozstrzygnie o wpływie tych wewnętrznie dialektycznych sił na porządek międzynarodowy, będzie ich skuteczność.

Nic nie wskazuje na znaczącą zmianę logiki i struktury porządku międzynarodowego jako takiego. Nie widać na horyzoncie globalnego transnarodowego rządu, co by oznaczało przejście od porządku międzynarodowego do porządku światowego (w którym dotychczasowe państwa byłyby jednostkami administracyjnymi niższego rzędu). Z drugiej strony nie ma przesłanek dla pojawienia się jakieś formy globalnej hegemonii, choćby takiej, jaką była hegemonia Zachodu na przełomie XIX/XX wieku, czy takiej, o jakiej marzył międzynarodowy komunizm w połowie XX wieku.

Jak jednak zwykł powiadać John M. Keynes, na dłuższą metę wszyscy będziemy martwi. Ludzka perspektywa to okres jednej generacji – 25–30 lat. I tutaj, w średniookresowej perspektywie, prognozy są raczej ponure. Spektakularny powrót „power politics” w świetle przeszłego, nieodległego doświadczenia, nie wróży niczego dobrego ani narodom, ani ludziom. Można spokojnie założyć, że dzięki międzynarodowej współzależności, która rozwinęła się tak wspaniale w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci, nie dojdzie wprawdzie do wielkiej wojny, jednak wszystko inne poniżej tego poziomu jest możliwe. Droga, którą pójdzie społeczność międzynarodowa, nie jest jeszcze zdecydowana. Warto w tym miejscu przypomnieć hiszpańską maksymę, którą Henry Kissinger kończy wstęp do swojej summy „Dyplomacja”: „Wędrowcze, nie ma dróg, drogi tworzy się idąc”.

Nie jest przy tym wcale tak, że przyszły kształt porządku zostanie określony jedynie przez wielkie mocarstwa oraz siły i idee, którymi będą się posługiwać. Kraje takie jak Polska też mogą mieć na tej drodze coś do powiedzenia. To przecież również dzięki takim krajom Europa może być zjednoczona, będąc silnym globalnym aktorem, który wspólnie z innymi będzie kształtować porządek międzynarodowy. Albo przeciwnie, Europa stanie się zaledwie przedmiotem, nie podmiotem – w procesach, które będą ten porządek kształtować, a przy tym przebiegać na naszym boisku, na którym mecz będą jednak rozgrywać zewnętrzne potęgi.

Na zakończenie przypomnijmy, że Polska odzyskała niepodległość wraz z pojawieniem się porządku międzynarodowego. I nie była to tylko koincydencja. Następnie porządek dobrze służył sprawie naszej niepodległości, bezpieczeństwa i rozwoju. Tak może być nadal. Może zatem czas, aby Polska zaczęła to rozumieć i weń inwestować, a nie tylko, jak obecnie, koniunkturalnie przykładać rękę do jego podważania.

Dzisiaj, podobnie jak sto lat temu, nie zdajemy sobie w pełni sprawy z tego, co się wtedy naprawdę stało. Wtedy, to znaczy tuż po I wojnie światowej. Historycy i publicyści chętnie – co zrozumiałe – koncentrują się na traktacie wersalskim rozumianym jako porozumienie pokojowe kończące „wielką wojnę” oraz jako geopolityczne ułożenie militarnych rozstrzygnięć tej wojny. Zauważane jest także ustanowienie Ligi Narodów, a właśnie w tym miesiącu mija sto lat od wejścia w życie jej paktu. Jednak Liga szybko została zredukowana do ciała czysto dyplomatycznego, które wkrótce zyskało złą opinię. Niesłusznie, gdyż jej powstanie jest nie tylko symboliczną cezurą rozdzielającą w stosunkach międzynarodowych stare i nowe czasy. Wraz z nią narodził się pierwszy w dziejach porządek międzynarodowy.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem