Swój artykuł z „Rzeczpospolitej" o sytuacji w Katalonii sprzed roku („Hiszpanię czekają zmiany", 3 listopada 2017 r.) zakończyłem stwierdzeniem, że sprawa ta jeszcze długo będzie w Hiszpanii wielkim problemem. Niestety, chyba miałem rację. Doświadczam tego naocznie – sprawy zawodowe wymagają ode mnie stałych kontaktów i częstych wizyt w stolicy regionu, Barcelonie, powodując, że automatycznie stałem się obserwatorem procesu narastania w tym kraju emocji wykraczających dzisiaj daleko poza kataloński separatyzm.
Jako wprawdzie przesadne, ale ważne potwierdzenie opinii o złożoności sprawy trzeba chyba potraktować niedawną wypowiedź odchodzącego z rządu ministra spraw zagranicznych Hiszpanii Josepa Borrella uznającego zbliżające się pod koniec kwietnia wybory za mające „znaczenie egzystencjonalne" dla państwa. Sednem tej wypowiedzi było wskazanie na eskalację agresji i arogancji w przestrzeni publicznej Hiszpanii, tendencji sprzyjających w efekcie formułowanym w podobnym duchu żądaniom separatystów katalońskich. „Igranie z ogniem" to jedno z łagodniejszych określeń użytych przez ministra w jego publicznej wypowiedzi. Trzeba dodać, że mówiący te słowa szef resortu jest osobą o olbrzymim politycznym doświadczeniu, wielokrotnym ministrem w różnych hiszpańskich rządach, byłym przewodniczącym Partii Socjalistycznej i kandydatem tej partii na stanowisko komisarza w odnowionej po unijnych wyborach Komisji Europejskiej.
Ze względu na złożoność sytuacji zbliżające się w Hiszpanii wybory uważane są powszechnie za najważniejsze od roku 1975, czyli od śmierci generała Francisco Franco i zakończenia długiego okresu dyktatury. Dzisiejsza sytuacja polityczna w kraju jest bardzo trudna, bowiem mniejszościowy rząd socjalistów z premierem Pedro Sánchezem na czele ewidentnie nie jest w stanie rozwiązać nagromadzonych problemów, czego jednym z dowodów była niezdolność rządu do uchwalenia budżetu, prowadząca w konsekwencji do wcześniejszych wyborów zaplanowanych na 28 kwietnia.
Partia Socjalistyczna prowadzi wprawdzie obecnie w sondażach, ale koalicja partii centroprawicowej PP, skrajnie prawicowej Vox oraz liberalnej Ciudadanos (Obywatele) jest jej bardzo poważnym rywalem.
Ważnym elementem sporu jest oczywiście ciągle sprawa Katalonii, której istotnym aspektem jest fakt, iż Borrell jest Katalończykiem, wprawdzie zdecydowanie przeciwnym separatyzmowi regionu, ale z oczywistych powodów podatnym na podejrzenia przeciwników politycznych o dwulicowość. Borrell wielokrotnie wyrażał swoje krytyczne zdanie o działaniach katalońskich separatystów, ale np. stwierdzenie, że w tym regionie „należy zredukować emocje" doprowadziło do oskarżenia go o chęć zawarcia koalicji z separatystami, co w nadchodzących wyborach zapewniłoby socjalistom prawdopodobnie parlamentarną większość. Z kolei Vox, czyli potencjalny koalicjant po prawej stronie sceny politycznej, który niedawno udowodnił swą siłę, zdobywając znacząca liczbę mandatów w lokalnych wyborach do parlamentu w Andaluzji, niezwykle ostro artykułuje swą krytykę wobec sytuacji w Katalonii, łącząc ją dodatkowo ze zdecydowanym potępieniem przyjmowania w kraju jakichkolwiek imigrantów. Efektem tego jest coraz szersze przekonanie, że o władzę ubiegają się dwa ugrupowania o programach nieakceptowalnych dla większości Hiszpanów – socjaliści w koalicji z katalońskimi separatystami i prawica mająca w swoim składzie partię ultraprawicową, zapowiadająca jeszcze twardszą, dzisiaj i tak przecież bardzo zdecydowanie prowadzoną, rozprawę z separatyzmem.