Kto głosuje na PiS? Inwektywy zamiast diagnozy

Polacy zmieniają się i nadal będą się zmieniać, ale nie tak szybko, jak chcieliby tego opozycyjni liberałowie – przekonują analitycy.

Aktualizacja: 29.06.2019 13:46 Publikacja: 27.06.2019 18:40

Kto głosuje na PiS? Inwektywy zamiast diagnozy

Foto: Fotorzepa, Michał Kolanko

Elektorat Prawa i Sprawiedliwości się zmienia. To nie są ci sami wyborcy, którzy przy rozbiciu głosów partii opozycyjnych w 2015 r. dali Jarosławowi Kaczyńskiemu bezprecedensowe zwycięstwo. Przez cztery lata rządów PiS zraziło wielu wyborców centrowych, ale pozyskało nowych, którzy dotychczas do urn wyborczych chodzili nieregularnie lub w ogóle nie głosowali.

Co sprawiło, że dotychczas nieaktywni w wyborach europejskich Polacy stawili się przy urnach? Co jest takiego w propozycji Jarosława Kaczyńskiego, że obowiązujący przez okres transformacji stereotyp niskiej aktywności wyborczej Polaków (krzywdzący i niezbyt prawdziwy) został obalony w ostatnim głosowaniu?

Narzucającym się tropem, by wyjaśnić rekordową mobilizację, są krytykowane przez opozycję transfery finansowe, jakich PiS dokonuje bezpośrednio do obywateli. Czy jednak diagnoza ta pozwala wyjść poza oczywistość? Na pewno od zrozumienia tego, co się wydarzyło, oddala sprowadzanie transferów „żywej gotówki" do zwykłego korumpowania wyborców. To nie diagnoza, lecz inwektywa. Pozwala dobrze się poczuć, ale przez swą powierzchowność niczego nie wyjaśnia.

Bez poczucia obciachu

Polacy, którzy głosują na PiS, przez lata mieli poczucie wykluczenia, wydawało się im, niebezpodstawnie, że są poza głównym nurtem. Świat wokół się zmieniał, a ich nie było stać, by w owych zmianach uczestniczyć. Ich frustrację jako pierwszy zauważył Jarosław Kaczyński, a następnie wziął ją w depozyt. W kolejnych krokach rozpoczął wypłaty z tego „banku gniewu" w formie upokarzania beneficjentów transformacji, którzy jego potencjalnym wyborcom kojarzyli się z przemianami otaczającego ich świata, nad którymi nie mieli kontroli. Dziś oferuje im dywidendę – bezpieczny i osadzony w tradycji świat, w którym to on i jego wyborcy ustalają reguły i stanowią o normie.

PiS do perfekcji opanowało umiejętność konserwowania tradycyjnego obrazu świata, który pod wpływem zglobalizowanego otoczenia rozpada się i bezpowrotnie, ku przerażeniu wielu, odchodzi w przeszłość. Dzięki transferom socjalnym „pisowski" elektorat może ów rozpad na jakiś odroczyć i powrócić do znanych sobie ról obyczajowych. Środki z programu Rodzina 500+, nawet jeśli realnie są przeznaczane na codzienne wydatki, mogą służyć do budowy wizerunku odpowiedzialnych rodziców, którzy co miesiąc odkładają na lepszą przyszłość swych pociech. Niepewni swoich ról rodzinnych i zawodowych ojcowie mogą odzyskać status troskliwej głowy rodziny. Kobiety natomiast, które na rynku pracy stanowiły gorszy sort pracownika, dostały szanse. Mogą bez poczucia obciachu przyjąć rolę gorzej wynagradzanych przez rynek pracy i ponownie gloryfikować znaczenie macierzyństwa. A ono niemal przez całą transformację przegrywało z wzorem kobiety sukcesu poświęcającej się karierze. Starsze pokolenie też odzyskało znaczenie. Dzięki „13. emeryturze" znów stało się potrzebne i zajęło znaczące miejsce w ramach znajdującej się w kryzysie wielopokoleniowej rodziny.

Możemy być pewni (pierwsze pomiary jakościowe przeprowadzone po wyborach to potwierdzają), że dodatkowa emerytura nie została skonsumowana w całości przez obdarowanych. Została – z czego dumni są seniorzy – przeznaczona na wsparcie budżetów domowych dzieci oraz na prezenty dla wnuków. Także część młodych wyborców, która głosowała na PiS, została w ramach precyzyjnie „stargetowanego" przekazu Prawa i Sprawiedliwości włączona w „sztafetę pokoleń". Skierowana do nich obietnica ulg podatkowych skłaniała ich do myślenia o wcześniejszym, niż planowali, przejęciu „rodzinnych interesów" i wyczekiwanym przez rodziców usamodzielnieniu.

Nie zawsze jednak do odbudowy znaczenia tradycyjnych ról potrzebna jest żywa gotówka. Niejednokrotnie „wypłaty" oferowane przez PiS mają charakter symboliczny. Przy okazji likwidacji gimnazjów znaczna część społeczeństwa zaakceptowała zmianę PiS, bo dzięki niej mogła przerzucić winę za swoje porażki wychowawcze. To już nie zabiegani rodzice, lecz niewydolna szkoła stała się odpowiedzialna za obecny profil młodego pokolenia.

Na znaczeniu zyskali w ostatnim czasie również niedoceniani przez lata rolnicy i mieszkańcy prowincji. Oni też znaleźli się na liście symbolicznie obdarowanych przez PiS. Podczas ostatniej kampanii znajdowali się dzięki Prawu i Sprawiedliwości w centrum wydarzeń. Równie dużo w tym zakresie mógł dla wyborców z prowincji zrobić Robert Biedroń. Miał przecież potencjał, żeby zostać, tak jak PiS, ambasadorem polskiej prowincji. Przed wyborami wylansował zapomniane przez Boga i ludzi miasto Słupsk, wprowadził je na ogólnopolskie salony, a żywotne sprawy jego mieszkańców podniósł – na oczach całej Polski – do rangi, o jakiej im się wcześniej nie śniło. I zanim swoje miasto przedwcześnie porzucił, zaskarbił sobie sympatię i zbudował więź z milionami Polaków z podobnych miast i miasteczek, którzy także pragną być dostrzeżeni.

Brak markowego ubioru

Polityka transferów socjalnych PiS nie służy jednak tylko poprawie samopoczucia, uzyskaniu znaczenia czy odbudowie na pewien czas tradycyjnych ról, które pod wpływem globalizacji odchodzą w przeszłość. Umożliwiają one również wielu Polakom z prowincji uzyskanie statusu pełnoprawnego konsumenta, którzy dzięki markowym produktom, podobnie jak miastowi, budują postnowoczesne tożsamości. Na razie wielu z nich marki nie służą wyróżnianiu się, ale pozwalają przynajmniej nie odstawać od normy. Tak właśnie sprawę widzi np. część matek otrzymujących lub mających dopiero dostać swoje pierwsze 500+. Liczą, że nie będą już musiały przeżywać dramatów swoich dzieci, które wcześniej były wypychane poza grupę rówieśniczą z powodu braku markowego ubioru.

Przemyślenie przez opozycję fenomenu transferów socjalnych jest dla niej obecnie wyzwaniem chwili. Jej przedstawiciele powinni zrozumieć, że przekazywanych w ich ramach środków finansowych nie da się sprowadzić do łapówki wypłacanej w zamian za głosy. One pozwalają wielu Polakom utrzymać tradycyjny obraz świata i afirmować pożądane, lecz podmywane przez globalizację role: pełnoprawnego, dumnego z siebie członka rodziny, spadkobiercy rodzinnej firmy, pełnoprawnego konsumenta, osoby, która choć mieszka na prowincji, to nie jest ignorowana i cieszy się uznaniem. Opozycja powinna też zrozumieć, że czas, w którym to wielu Polaków może dzięki transferom socjalnym odgrywać tradycyjne role, nie jest najlepszym momentem do przedstawiania im jako wzoru związków jednopłciowych.

Tradycja zakorzeniona

Systematycznie wdrażane podczas ostatniej kampanii obietnice finansowej pomocy podparte wiarygodnością i skutecznością ich realizacji przez rząd stanowiły klucz do pozyskania przez PiS podczas ostatnich wyborów nowych, także dotychczas niegłosujących wyborców i zmobilizowania na niespotykaną dotąd skalę swoich sympatyków. Bezpardonowe ataki ze strony opozycji na programy socjalne działały kontrproduktywnie, najczęściej na korzyść partii Jarosława Kaczyńskiego. Niemal każdy atak opozycji na „politykę rozdawnictwa" wzmacniał po stokroć przekaz Prawa i Sprawiedliwości i uaktualniał „politykę godnościową" partii. Czynił go też bardziej doniosłym, a formacje Jarosława Kaczyńskiego obsadzał w roli gwaranta utrzymania prospołecznej polityki. Na tym te Koalicja Europejska zaczęła się jawić jako formacja, która nie chce dzielić się niczym z Polakami, a cenione przez nich tradycyjne role ma za nic.

Polska tradycja, a wraz z nią zakorzeniony w obyczaju model rodziny, znajduje się w odwrocie. PiS dzięki transferom socjalnym pragnie, ku zadowoleniu swojego elektoratu, kryzys ten przynajmniej trochę spowolnić. Minie zapewne jeszcze jakiś czas, zanim, pod wpływem zglobalizowanego otoczenia, tradycyjny obraz świata i towarzyszące mu role i modele współżycia odejdą bezpowrotnie w przeszłość. Polacy zmieniają się i nadal będą się zmieniać, ale nie tak szybko, jak chcieliby tego opozycyjni liberałowie.

Tomasz Karoń (firma TrendsLab) doradza markom komercyjnym i partiom politycznym

Marcin Duma jest twórcą i prezesem fundacji Instytut Badań Rynkowych i Społecznych

Elektorat Prawa i Sprawiedliwości się zmienia. To nie są ci sami wyborcy, którzy przy rozbiciu głosów partii opozycyjnych w 2015 r. dali Jarosławowi Kaczyńskiemu bezprecedensowe zwycięstwo. Przez cztery lata rządów PiS zraziło wielu wyborców centrowych, ale pozyskało nowych, którzy dotychczas do urn wyborczych chodzili nieregularnie lub w ogóle nie głosowali.

Co sprawiło, że dotychczas nieaktywni w wyborach europejskich Polacy stawili się przy urnach? Co jest takiego w propozycji Jarosława Kaczyńskiego, że obowiązujący przez okres transformacji stereotyp niskiej aktywności wyborczej Polaków (krzywdzący i niezbyt prawdziwy) został obalony w ostatnim głosowaniu?

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Duopol kontra społeczeństwo
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?