Władimir Putin kilka razy w ciągu paru świątecznych dni przypiął Polsce łatkę sojusznika hitlerowskich Niemiec i starał się przekonywać, że Holokaust był wynikiem tej współpracy. Słowa Putina są oczywiście nie do przyjęcia i nie mają nic wspólnego z prawdą, dlatego niemal wszyscy czołowi politycy i komentatorzy za punkt honoru wzięli sobie, aby rosyjskiemu prezydentowi odpowiedzieć. Przez okres świąt całe państwo żyło sprytnie podrzuconym przez Putina tematem, a premier Morawiecki wystosował w odpowiedzi długi list z polskim stanowiskiem. Momentami dało się nawet wyczuć ponadpartyjną jedność w odpieraniu ataku na Polskę.
Wizja Putina
Czy jednak takie wzmożenie jest najlepszą reakcją? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw zrozumieć, dlaczego Putin w ogóle Polskę zaatakował. Rocznicę wyzwolenia Auschwitz – 27 stycznia – należy bowiem traktować jedynie jako dogodny pretekst.
Słowa rosyjskiego prezydenta wpisują się w szerszą koncepcję rosyjskiej polityki wobec Europy. Putin nigdy nie porzucił swojej wizji wielkiej przestrzeni gospodarczej „od Lizbony po Władywostok", którą promował w okresie lepszych stosunków Rosji z Zachodem i do której wrócił w czasie niedawnego spotkania z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem w Brégançon przed szczytem G7. Przez długi czas państwa zachodniej Europy nie mogły z różnych względów brać tej propozycji pod uwagę, a po aneksji Krymu temat umarł śmiercią naturalną. Wtedy też Kreml uznał, że Zachód narusza jego strefę wpływów i rozpoczął systematyczną antyzachodnią ofensywę poprzez kampanie dezinformacyjne oraz ingerencje w wybory.
Od pewnego czasu pojawiają się jednak okoliczności sprzyjające forsowaniu wizji Putina. Po pierwsze, Europa Zachodnia drogą negocjacji chce zakończyć konflikt na Ukrainie, a zachodni przywódcy – przede wszystkim Macron – popierają nowe otwarcie w relacjach z Moskwą. Po drugie, państwa, które od lat kontestują pomysł Europy „od Lizbony po Władywostok", a więc USA i Polska, słabną, a ich zdolności przeciwstawiania się jej są coraz bardziej ograniczone.
Stany Zjednoczone jako klasyczne mocarstwo zamorskie nie mogą dopuścić do połączenia potencjału całego wielkiego obszaru obejmującego Europę i dużą część Azji, jednak coraz więcej czasu i zasobów muszą angażować w powstrzymywanie potęgi Chin. Odwraca to ich uwagę od Europy i proces ten będzie w kolejnych latach postępował. Polska zaś – mimo że wizja Putina wcale nie musiałaby mieć dla nas negatywnych skutków – nadal obawia się konsekwencji swego położenia między Niemcami a Rosją i od lat gra na podtrzymanie stanu wrogości między Europą Zachodnią a Moskwą. Jednocześnie jednak nie robi nic, aby coraz mocniej zakorzeniać się w strukturach zachodnich.