Czepiel: Trzaskowski powinien przyjechać do Końskich

Stanięcie Trzaskowskiego z otwartą przyłbicą, wykorzystanie przezeń czasu odpowiedzi przysługującego na każde pytanie byłoby czynem honorowym, wyrazem wiary w dyskusję i demokrację, świadczącym o mądrości kandydata, jego trosce o dobro wspólne.

Aktualizacja: 10.07.2020 10:33 Publikacja: 10.07.2020 10:14

Czepiel: Trzaskowski powinien przyjechać do Końskich

Foto: Fotorzepa/Roman Bosiacki

O pogłębieniu się polskiej polaryzacji politycznej w ciągu ostatnich pięciu lat świadczy fakt, że przed II turą wyborów obaj kandydaci na prezydenta unikają wspólnej debaty. Sprawiają wrażenie, jakby zdradą własnych poglądów i środowisk politycznych było już samo pokazanie się obok kontrkandydata. Rafał Trzaskowski samotnie uczestniczył w debacie prezydenckiej 2 lipca w TVN w Warszawie, odpowiadając na pytania internautów i Moniki Olejnik, a 6 lipca w tej samej stacji w Lesznie odpowiadał na pytania dziennikarzy różnych redakcji. Tego samego dnia obywatele miasta Końskie – zamiast emocjonalnego zmagania się obydwu kandydatów z pytaniami – rzeczywiście dostali zwykły wiec wyborczy Andrzeja Dudy. Wcześniej – mimo dużych podziałów politycznych – debaty dwóch kandydatów dochodziły do skutku. Przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku odbyła się organizowana przez TVP2, TVN24 i TV Biznes debata Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Z kolei w 2015 roku przed drugą turą wyborów prezydenckich stacja TVN zorganizowała debatę z udziałem Andrzeja Dudy i Bronisława Komorowskiego.

Niemożność zorganizowania debaty w roku 2020 jest sygnałem, że polaryzacja urosła do poziomu, który jest etapem pośrednim pomiędzy normalnym podziałem a wojną domową. Pokazanie się Dudy obok Trzaskowskiego (i odwrotnie) na jednym spotkaniu byłoby przesłaniem kandydata: akceptuję tych obywateli, którzy sympatyzują z moim przeciwnikiem. Nie są oni dla mnie odrażający, nie są zdrajcami ojczyzny, niepełnymi Polakami, „cywilizacją zła”. Niezgoda na debatę niesie zaś przesłanie, że kontrkandydat nie jest jedynie przeciwnikiem, ale kimś odrażającym, a jego wyborcy są tak samo odrażający. Odpowiada to nasileniu się polaryzacji w stosunkach międzyludzkich: w polskich rodzinach pojawiają się odezwy „jeżeli macie głosować na X, to nie idźcie na wybory”; na ścianie domu z wywieszonym plakatem jednego z kandydatów ktoś napisał „tu nie ma Boga”. O mądrości kandydata świadczyłoby wyjście ponad – nawet te uzasadnione – oskarżenia przeciwnika o ustawianie debaty pod siebie.

Leszno i Końskie

W tym kontekście mniej „ustawioną” pod preferowanego kandydata była debata w TVN. Stało się tak z racji pluralizmu zadających pytania dziennikarzy. Gdyby Andrzej Duda wziął udział w debacie obok Trzaskowskiego, odpowiadałby – tak jak jego przeciwnik – nie tylko na pytania mediów lewicowo-liberalnych jak Gazeta Wyborcza, „Newsweek” i TOK FM, ale także prawicowych dziennikarzy „Gazety Polskiej”, „Najwyższego Czasu!” i TV Republiki czy też przedstawicieli mediów centrowych takich jak „Rzeczpospolita”, „Dziennik Gazeta Prawna”, „Polska The Times” i Radio ZET. Zarówno Trzaskowski, jak i Duda mieliby swoje „wygodne” i „niewygodne” pytania, zawierające wątki istotne dla różnych grup społecznych.

Ale nie jestem w stanie porzucić myśli, że Rafał Trzaskowski powinien był pojawić się na debacie w Końskich. Jest to oczywiście kontrowersyjna teza z racji upolitycznienia TVP. Trzaskowski ma prawo czuć się oburzony na wymierzone w niego – choć często nieudolnie – materiały „Wiadomości”. Zwróćmy jednak uwagę, że istotnym aspektem organizowanego w powiecie koneckim spotkania miał być jednak jego obywatelski wymiar. Oczywiście istniało spore ryzyko, że pytania od obywateli zostaną wyselekcjonowane tak, aby afirmowały Andrzeja Dudę. Jeszcze przed debatą był jednak znany bezpiecznik w postaci tego, że pytania nie będą zadawane przez takie osoby jak Michał Adamczyk czy Samuel Pereira. Postawienie przez montażystów namiotu, w którym swoje pytania przed kamerą nagrać mogła każda osoba, wnosiło obywatelski wymiar demokracji bezpośredniej, etosu zainteresowania polityką wykraczającego poza sloganową walkę PiS z anty-PiSem. Nawet w najczarniejszym scenariuszu – gdyby w trakcie debaty okazało się, że każde z wyselekcjonowanych pytań jest wychwala Andrzeja Dudę – Rafał Trzaskowski, gdyby tylko był obecny, mógłby na bieżąco krytykować i demaskować instrumentalne wykorzystanie obywatelskiego uczestnictwa przez Telewizję Polską. Stanięcie Trzaskowskiego z otwartą przyłbicą, wykorzystanie przezeń czasu odpowiedzi przysługującego na każde pytanie byłoby czynem honorowym, wyrazem wiary w dyskusję i demokrację, świadczącym o mądrości kandydata, jego trosce o dobro wspólne.

Dlatego od początku istniała we mnie obawa, że nieprzybycie Trzaskowskiego do Końskich będzie „wylaniem dziecka z kąpielą” – nie tylko wyrażeniem słusznego oburzenia na telewizję publiczną, ale też symbolicznym wyśmianiem formuły polegającej na demokratyczno-bezpośrednim zadawaniu pytań przez obywateli. Większość mieszkańców Końskich faktycznie w I turze poparła Dudę (54 proc.), ale na kandydatów szeroko rozumianej liberalnej opozycji – Trzaskowskiego, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza i Biedronia – oddano w miasteczku łącznie niemal 40 proc. głosów, czyli też sporo. Przyjazd Trzaskowskiego byłby okazaniem szacunku wyborcom swoim oraz Szymona Hołowni, który poparł go w II turze. Tymczasem Trzaskowski już kilka dni przed spotkaniem w Końskich – można powiedzieć: z obcym liberalizmowi antropologicznym pesymizmem – nazywał je „wiecem wyborczym Andrzeja Dudy”. Taka diagnoza (jak się okazało, częściowo nieuzasadniona) opierała się na skojarzeniu, że obywatelskie uczestnictwo jest tożsame z populistycznym wiwatowaniem jednemu kandydatowi.

Ci mieszkańcy Końskich, którzy głosowali na Trzaskowskiego i Hołownię, mogli poczuć się rozczarowani, że Trzaskowski swoją obecnością nie spróbował „rozwalić” przekształcenia debaty w wiec wyborczy Dudy. Podczas protestu zwolenników Trzaskowskiego pod halą sportową, w której odbywała się debata z Dudą, Robert Sigmundsson, mężczyzna przebrany za staropolskiego wojownika i trzymający transparent z niebieskim napisem „Trzaskowski” (co zresztą stanowiło dobre przekształcenie bogoojczyźnianego stereotypu), mówił dziennikarzowi OKO.Press Robertowi Kowalskiemu, że mimo próśb nie wpuszczono go na spotkanie do hali, bo powiedziano, że wstęp jest „tylko z zaproszeniem”. Skoro zatem stronniczość ujawniała się w zamykaniu zbyt niepokornym obywatelom wstępu do studia, Trzaskowski – z oczywistych powodów posiadający zaproszenie – mógł tę stronniczość przełamać. W optyce demokracji bezpośredniej i nabywaniu przez obywateli doświadczeń w partycypacji, konfrontacja Trzaskowskiego z Dudą w Końskich byłaby spełnieniem „na żywo” demokratycznego sporu, który (mimo cytowania przez TVP mieszkańca mówiącego, że „na debacie wystarczy prezydent Duda”) z pewnością byłby ciekawszy i bardziej emocjonujący nawet dla tych mieszkańców Końskich, którzy sympatyzują z Dudą.

Przebieg debaty

Zwolennik demokracji bezpośredniej nie zrezygnuje łatwo, pod wpływem spolaryzowanych narracji, z poszukiwania sensu w każdym pokojowym spotkaniu angażującym obywateli – ale też nie będzie naiwny wobec ryzyka, że obywatelska partycypacja może być wykorzystana na korzyść jednego polityka. Przejdźmy zatem do precyzyjnej analizy, czy obywatelski wymiar debaty w Końskich okazał się wyłącznie maską, pod którą kryły się wyselekcjonowane przez TVP stronnicze pytania?

Debata została – nie wiedzieć czemu – podzielona na pół: w pierwszej połowie odtwarzane były pytania nagrane przy dostępnym wcześniej dla obywateli polowym stoisku TVP, a w drugiej połowie pytania zadawali na żywo goście obecni w studiu. W pierwszej połowie spotkania treść pytań wcale nie afirmowała zanadto Andrzeja Dudy. Debatę rozpoczęło pytanie młodej mieszkanki Moniki Augustyn: „Jakie będzie konkretne źródło finansowania programów socjalnych, które są obecnie wypłacane?”. Można uznać to wręcz za pytanie niewygodne dla Dudy i środowiska PiS, które musi zmagać się z zarzutami o zadłużanie gospodarki. Trzaskowskiego – gdyby przybył – pytanie kobiety mogłoby zmobilizować do mówienia o reformie programów socjalnych w obliczu realiów budżetowych (np. pozostawienie 500+, likwidacja 300+, emerytura bez podatku zamiast 13. i 14. emerytury).

Z kolei pytanie „Czy przy przedłużającej się pandemii przewidziana jest jeszcze jakaś inna pomoc dla przedsiębiorców?” w pewnym stopniu afirmuje wprowadzoną przez Dudę i środowisko PiS tzw. tarczę antykryzysową, ale – gdyby przybył Trzaskowski – mogłoby pobudzić do zrównoważenia samochwalstwa urzędującego prezydenta dzięki podjęciu przez kontrkandydata wątku długoterminowej strategii radzenia sobie z gospodarczymi skutkami koronawirusa. Z kolei „Jaki jest plan walki ze smogiem i zanieczyszczeniem rzek?” stanowi pytanie, w którym zarówno Duda, jak i Trzaskowski mogliby rozwinąć swoje pomysły na ochronę przyrody. To pytanie mogłoby być nawet korzystniejsze dla Trzaskowskiego, który zabiega o głosy wyborców bardzo pro-ekologicznego Hołowni.

Następne dwa pytania – „Co z podatkiem od smartfonów?” i „Jaki jest pomysł na zabezpieczenie prawne wolności słowa w internecie oraz uniknięcie takich sytuacji jak przy ACTA?” – wydają się rzeczywiście ustawione pod Andrzeja Dudę, który w ramach kampanii ogłosił kilka dni wcześniej „Kartę wolności w sieci”. Również pytanie „Jaka reforma edukacji z poszanowaniem wartości, które wyznajemy w rodzinach?” wydaje się nakierowane na prawicowy slogan o „wychowaniu dzieci zgodnie ze swoimi wartościami” (co tak naprawdę moim zdaniem można sprowadzić do bronienia dzieci przed dowiedzeniem się w szkole, że chciana przez zakochanych aktywność seksualna jest czymś, czego nie należy demonizować, a dotykanie własnego ciała – naturalną reakcją biologiczną). Jednak wyobrażam sobie – choć być może jest to myślenie życzeniowe – że (wymagający oczywiście „udawania Greka”) teoretycznie szeroki zakres tego pytania mógłby zachęcić kontrkandydata do mówienia o problemie „edukacja i wartości rodzinne” w sposób niesprowadzający go do uświadamiania seksualnego. Kontrkandydat, gdyby ruszył głową, mógłby dać do zrozumienia, że wartość rodziny to również kwestia taka jak prawo rodziny do odpoczynku, do wspólnego spędzania czasu. To bardzo istotne w obliczu nawału prac domowych, z jakim zmagają się dzieci – nierzadko pracując w tygodniu więcej godzin niż dorosły na etacie. Mama i tata odpoczywają po pracy, a dziecko ślęczy nad zadaniami z matematyki i przyrody. Stres, czy dziecko zdąży zrobić wszystkie zadania, udziela się także rodzicom, wprowadzając w domu nerwową atmosferę.

Inne pytanie światopoglądowe – „Mówi się o LGBT. A dlaczego nie o eutanazji? Czy będzie pozwolenie na taki liberalizm [w tej kwestii] jak w Belgii czy Holandii?” – zdradza stronnicze przywiązanie pytającego do kwestii emocjonujących prawą stronę sceny politycznej. To pytanie było zdecydowanie korzystne dla Dudy, który mógł potwierdzić stanie na straży zakazu eutanazji. Zaś Trzaskowskiego mogłoby wyprowadzić z równowagi, zmuszając do zajmowania się czymś, co w ogóle nie było dotychczas tematem kampanii. Wydaje się jednak, że odpowiedź Trzaskowskiego na to pytanie mogłaby być dla jego wyborców ciekawa; mogłaby także stanowić obronę przed „tematami zastępczymi”. Z kolei inne pytanie od mieszkańców – o wsparcie polskich producentów – spokojnie mogło dotyczyć obu kandydatów. Jeden z obywateli, niestety niewymieniony z nazwiska – a zatem pozbawiony indywidualnej odpowiedzialności – zapytał: „Mamy obecnie bardzo dobre relacje z USA, ale czy to nie przeszkodzi w relacjach z UE?”. To pytanie przyjmowało za pewnik, że rząd PiS ma szczególne na tle poprzedników osiągnięcia w relacjach z Waszyngtonem. Również w tym przypadku stronniczość pytania na korzyść Dudy mogła być spożytkowana przez Trzaskowskiego: mógłby on odkłamać propagandę sukcesu o stosunkach z USA, mówiąc choćby o jałowości czerwcowego spotkania Dudy i Trumpa, a także w jakiś sposób wprowadzić wątek zasad funkcjonowania Unii Europejskiej.

Druga połowa debaty, kiedy pytania zadawali mieszkańcy zgromadzeni w studiu, była już wyraźnie stronnicza. Potwierdzała ona wyobrażenie o instrumentalnym traktowaniu przez TVP niezależności obywateli Końskich. Po debacie niektórych występujących zidentyfikowano w internecie jako lokalnych polityków PiS. Drugą część debaty rozpoczął mężczyzna zadający pytanie z sugerowaną odpowiedzią: „Panie prezydencie, jak zabezpieczyć Polskę, żeby nie było możliwości adoptowania dzieci przez pary homoseksualne?”. Przypomnijmy, że jest to pomysł na poprawkę w konstytucji, który 4 lipca zaproponował Duda, kontynuując kreowanie się na obrońcę tradycyjnej rodziny przed „ideologią LGBT”. Tezę posiadało również pytanie: „Czy wprowadzi pan ustawę, która uniemożliwi wyprzedawanie narodowych koncernów?”. Jednak nawet w tej części debaty pytania „Czy zechce pan być prezydentem niezależnym, poza formacją partyjną?” i „Kiedy Polacy będą zarabiać tyle, ile zarabia się na Zachodzie?” nie preferowało żadnego kandydata i jeżeli Trzaskowski byłby obecny, czułby się potraktowany przez pytających na równi z Dudą; mógłby wtedy powiedzieć np. o obniżkach podatków jako sposobie na dogonienie Zachodu. Jako stronnicze można uznać pytanie „Co ze środkami zgromadzonymi w OFE, po tym jak połowę zabrała Platforma?”, choć należy zwrócić uwagę, że tzw. zamach na OFE w latach 2013-14 był krytykowany nie tylko przez PiS, ale i liberalne środowiska takie jak FOR Leszka Balcerowicza. Wezwanie Trzaskowskiego do tablicy tym pytaniem mogłoby więc być interesujące dla tych sympatyków liberalnej opozycji, którzy mimo uzasadnionej antypatii wobec PiS pamiętają antyliberalne grzechy rządów PO-PSL. Na koniec zostają pytania, które można określić jako kuriozalne, bo wykraczały poza kompetencje prezydenta: „Czy jest realne, aby do Końskich wróciła kolej?” oraz „Kiedy można się spodziewać leku na COVID-19?”.

Otwarta przyłbica

Można skonkludować, że debata w Końskich jako całość – zwłaszcza dzięki jej pierwszej połowie, w której zadawano pytania osób wcześniej nagranych przy stoisku TVP – nie potwierdziła wyobrażeń o totalnie upolitycznionym spotkaniu. To jeszcze bardziej potwierdza, że Trzaskowski powinien był na nią przybyć, pokazując – co jest wartością samą w sobie – „otwartą przyłbicę”. Byłaby to – korzystna z punktu widzenia jego wyborców – możliwość kontestowania na bieżąco nieuzasadnionej samochwalczej narracji Dudy, co zresztą wpisywałoby się w – korzystne dla wszystkich – urzeczywistnianie demokratycznego sporu i demaskowanie pytań preferujących jednego kandydata. Można dodać, że ciekawą modyfikacją telewizyjnej debaty z udziałem mieszkańców, zapobiegającą selekcjonowaniu pytań wspierających tylko jednego kandydata, byłoby losowanie pytań spośród tych, które przeszły wstępną selekcję. Kryterium tej selekcji byłyby oczywiście nie sympatie polityczne pytającego, ale przestrzeganie podstawowych standardów relacji międzyludzkich: zrozumiałość przekazu i brak wulgaryzmów.

Biorąc pod uwagę argumenty przytoczone w powyższej analizie, można ocenić, że gdyby Rafał Trzaskowski przybył na debatę w Końskich, przyczyniłby się do znormalizowania instrumentów demokracji bezpośredniej – zwłaszcza w sytuacji, kiedy sposób zapowiadania debaty przez prezenterów TVP sam w sobie upupiał obywateli, ocierając się o tzw. klasizm. Mówiono: „będą to mieszkańcy małego miasteczka”, „Polska powiatowa”, „pytania zadadzą zwykli obywatele, a nie eksperci”, „obywatele chcą zapytać o swoje codzienne sprawy”. W studiu obywatele byli ubrani tak, jakby chciano na siłę powstrzymać ich ochotę na włożenie bardziej eleganckiego stroju i zaprezentować wyobrażony wizerunek „zwykłego Polaka w koszuli w kratę”. Parafrazując słowa Maurycego Mochnackiego, w tej „demokratyzacji” nie doszło do „uszlachcenia całego narodu”, ale do ostentacyjnego wykazywania plebejskości koneckich obywateli – nawet przez organizatorów debaty. Innymi słowy, w polskich warunkach, inaczej niż w Szwajcarii i USA (gdzie są tzw. dyskusje town hall), debata w małym miasteczku jest niestety przedstawiana jako ewenement zamiast czegoś normalnego, co należy się obywatelom. Do takiej rechotliwości, już po stronie komentatorów i mediów opozycji, przyczynia się też identyfikacja debaty w powiecie koneckim z polityką PiS. Legalistycznie mówią oni – jak Kalina Błażejowska z „Tygodnika Powszechnego” (która jako biografka Haliny Poświatowskiej potrafiła być czuła na subtelności ludzkiego życia) – że „rozporządzenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z 6 lipca 2011 r. zabrania Telewizji Polskiej organizowania debat wyborczych z udziałem publiczności w studiu”, zamiast użyć wyobraźni i uznać, że akurat nad słusznością tego zapisu należałoby się zastanowić. Przybycie Trzaskowskiego do Końskich mogłoby pozwolić uczynić ozdrawiające rozróżnienie: krzykliwa nieliberalna polityka PiS – to jedno, a zaangażowanie się mieszkańców jednego z polskich miast, samo istnienie tych obywateli i tego miasta – to drugie, niezależne od pierwszego.

Anna Czepiel – filozofka polityki i politolog, autorka książki „Szczęśliwy człowiek kontra dobry obywatel?” (2017) i tomu poetyckiego „Płochliwa samowiedza kaczuszki” (2019).

O pogłębieniu się polskiej polaryzacji politycznej w ciągu ostatnich pięciu lat świadczy fakt, że przed II turą wyborów obaj kandydaci na prezydenta unikają wspólnej debaty. Sprawiają wrażenie, jakby zdradą własnych poglądów i środowisk politycznych było już samo pokazanie się obok kontrkandydata. Rafał Trzaskowski samotnie uczestniczył w debacie prezydenckiej 2 lipca w TVN w Warszawie, odpowiadając na pytania internautów i Moniki Olejnik, a 6 lipca w tej samej stacji w Lesznie odpowiadał na pytania dziennikarzy różnych redakcji. Tego samego dnia obywatele miasta Końskie – zamiast emocjonalnego zmagania się obydwu kandydatów z pytaniami – rzeczywiście dostali zwykły wiec wyborczy Andrzeja Dudy. Wcześniej – mimo dużych podziałów politycznych – debaty dwóch kandydatów dochodziły do skutku. Przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku odbyła się organizowana przez TVP2, TVN24 i TV Biznes debata Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Z kolei w 2015 roku przed drugą turą wyborów prezydenckich stacja TVN zorganizowała debatę z udziałem Andrzeja Dudy i Bronisława Komorowskiego.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem