Po prawie sześciu latach rządów PiS podział przebiega gdzie indziej niż przed 2015 r. Polacy muszą odpowiedzieć sobie, jakiej chcą Polski – archaicznej z nostalgią do czasów PRL i XX w. czy też nowoczesnej, szybko usprawniającej instytucje publiczne, by polskie państwo i obywatele byli bardziej bezpieczni i odporni na kryzysy. Stawka jest naprawdę wysoka.
XX czy XXI wiek
Czy chcemy Polski archaicznie centralistycznej, gdzie państwo nieudolnie przejmuje odpowiedzialność za wszystkie obszary życia, czy samorządowej, gdzie nasze małe ojczyzny mają uprawnienia i środki do skutecznego poprawiania warunków życia mieszkańcom? Czy chcemy Polski leżącej krzyżem, czy mądrze układającej sobie stosunki ze wspólnotą Kościoła katolickiego z wyraźnym rozdziałem tronu od ołtarza? Czy chcemy Polski, gdzie o dochodach obywateli decyduje władza, karząc najzaradniejszych i transferując do swoich, czy takiej, w której to praca definiuje zamożność obywatela, bo to z pracy bierze się rozwój gospodarczy państwa?
Czy chcemy polskiej edukacji opartej na nostalgiach historyczno-nacjonalistycznych czy nowoczesnej, praktycznej edukacji, która pozwoli naszym dzieciom konkurować w przyszłości ze swoimi rówieśnikami w globalnym świecie? Czy chcemy Polski, gdzie 500+ ma zastąpić realną pomoc państwa w opiece nad dziećmi i publiczną ochronę zdrowia? Czy pragniemy państwa, które uważa, że polityka mieszkaniowa to problem prywatny, czy Polski tworzącej podstawy do realnego zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych Polaków? I wreszcie, czy chcemy Polski opartej na smogu i węglu, czy Polski będącej liderem zielonych zmian wspólnie z całą UE, Polski czystego powietrza i OZE?
PiS utraciło monopol
Władza od sześciu lat proponuje nam Polskę archaiczną. Osłabia samorządy, zabierając im pieniądze, ideologizuje szkołę i naukę, uzależnia społeczeństwo od transferów socjalnych. Przez te lata czyni podatki coraz bardziej skomplikowanymi, a warunki rozwoju firm trudniejszymi. Równocześnie nie potrafiąc postawić na rozwój, o czym świadczą niskie wskaźniki inwestycji. PiS wysyła Polakom sygnał, że nie warto inwestować w swoje wykształcenie i firmę, bo i tak na końcu to władza zdecyduje, komu żyje się gorzej lub lepiej. Jak za czasów PRL, gdy każdy „prywaciarz" mógł się obawiać domiaru.
Zarazem nie można mówić o Polsce roku 2021 jako o państwie opiekuńczym na wzór krajów skandynawskich. PiS nie jest w żadnym wypadku partią socjalną – nie mamy sprawnej ochrony zdrowia, co pokazało ponad 120 tys. dodatkowych zgonów w czasach pandemii, ani dobrej, instytucjonalnej opieki nad dziećmi i seniorami. Dalej wyzwaniem jest łączenie pracy z opieką nad osobą niesamodzielną z powodu wieku lub choroby.