Dano nam widocznie znak

Niemcy wcale nie uważają, jak premier Donald Tusk, że historię należy zostawić historykom – pisze filozof i publicysta

Aktualizacja: 13.02.2008 07:28 Publikacja: 12.02.2008 23:38

Dano nam widocznie znak

Foto: Rzeczpospolita

Po rozmowach Władysława Bartoszewskiego z Berndtem Neumannem już 0 północy w „Deutschlandfunk” jako pierwszą, najważniejszą informację podano, że polski rząd przestał blokować widoczny znak i że nic już nie stoi na przeszkodzie, aby go zrealizować. Niemieckie media zachłysnęły się radością, nie szczędząc pochwał i komplementów Donaldowi Tuskowi. „Der Tagespiegel” mianował go nawet „Polakiem Merkel”. Tylko lewicowa, marksizująca gazeta „Junge Welt” nie była zadowolona z porozumienia, opatrując swoje doniesienie tytułem „Tusk kapituluje”.

Jest się z czego cieszyć. Sprzeciw Polaków był zadrą w sumieniu, mącił rosnące z roku na rok samozadowolenie naszych zachodnich sąsiadów. Aż do ostatnich wyborów w Polsce realizacja projektu upamiętnienia powojennych deportacji Niemców była wstrzymywana, gdyż SPD stawiała warunek włączenia do niego Polski. Teraz nasi niemieccy przyjaciele i sąsiedzi mają wolną rękę za niejasną obietnicę niewielkiego finansowego uczestniczenia w polskich przedsięwzięciach.

Rząd w Warszawie wprawdzie odmówił oficjalnego udziału w realizacji projektu, ale już mu się nie sprzeciwia. Co więcej, zapewnił, że będzie się mu przyglądać z życzliwą wyrozumiałością i nie wykluczył udziału w nim polskich historyków.

Władysław Bartoszewski traktuje zatem niepoważnie polską opinię publiczną twierdząc, że nic się nie zmieniło, skoro Polska do niczego się nie zobowiązała. Trudno powiedzieć, jakie są racjonalne powody tych ustępstw poza chęcią „poprawy atmosfery”. A może rząd otrzymał jakiś widoczny znak?

Znany niemiecki dziennikarz Stefan Dieterich ma rację, pisząc w „FAZ”, że tego typu projekty jak upamiętnienie w centrum Berlina „wypędzenia” potrzebują czasu, by się przebić do świadomości i zyskać akceptację. Zwraca też uwagę, że „niesłuszna jest… niecierpliwość, z jaką czasami żąda się od Polaków, aby również oni bez osłonek stawili czoło ciemnym stronom swojej historii” („FAZ” z 9 lutego 2008). Proces dojrzewania bywa powolny.

Przecież jeszcze dwa lata temu, w czasie konferencji w Fundacji im. Stefana Batorego, Władysław Bartoszewski bardzo niepokoił się nowym stosunkiem Niemców do przeszłości: „W dzisiejszych Niemczech funkcjonuje wizja narodu niemieckiego, który dokonał strasznej zbrodni – Holokaustu. Nie podlega to dyskusji. Równocześnie jednak istnieje wizja narodu dotkniętego straszliwą zbrodnią dokonaną przez Rosjan, a zwłaszcza przez Polaków. Masowe wypędzenie ludności cywilnej i zajęcie terytoriów są podstawowym punktem obrazu narodu niemieckiego jako ofiary” („Pamięć i polityka zagraniczna”, Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 2006, s. 26). Parę lat temu niemal cała polska opinia publiczna – w tym Leszek Kołakowski, Marek Edelman, Stanisław Lem, Bronisław Geremek i Władysław Bartoszewski – była oburzona wysuwaniem sprawy przymusowych wysiedleń na plan pierwszy w nowej niemieckiej pamięci.

Polacy pooburzali się, pokrzyczeli, i po paru latach sami uznali, że wielkim polskim sukcesem jest to, iż już nie protestują i że bunkry na Westerplatte zostaną odrestaurowane mniejszym kosztem, bo także za niemieckie pieniądze. Szkoda tylko, że nie poproszono strony niemieckiej, by współfinansowała budowę pomnika Koziołka Matołka w Berlinie – abyśmy mieli tam także swój polski „widoczny znak”.

W Moskwie Donald Tusk, chwalony przez rosyjskich publicystów jako „nasz człowiek w Warszawie”, powtórzył slogan, którym często lubił się posługiwać Aleksander Kwaśniewski, że historię trzeba zostawić historykom. Chodzi jednak zapewne tylko o tę część historii, która – tak jak Katyń lub umowa poczdamska – mogłaby być niewygodna dla naszych sąsiadów.

O intensywności, z jaką uprawia się w Niemczech politykę historyczną, niech świadczy fakt, że w samym Berlinie zostaną zrealizowane projekty za ponad 100 mln euro

W Berlinie takie słowa – gdyby polski premier odważył się je wypowiedzieć – na pewno nie byłyby dobrze przyjęte. Widoczny znak dotąd niedostatecznie widocznego niemieckiego cierpienia jest przecież jak najbardziej projektem politycznym. Nie przypadkiem został zapisany w umowie koalicyjnej. O intensywności, z jaką uprawia się w Niemczech politykę historyczną, niech świadczy fakt, że – jak niedawno podała DPA – w Berlinie zostanie zrealizowanych osiem wielkich projektów.

Między innymi w dawnej głównej kwaterze SS i gestapo za 19 milionów euro ma zostać zbudowany do 2010 roku dom wystawowy „Topografia terroru”. Naprzeciwko pomnika Holokaustu w Tiergarten powstanie za 600 tys. euro pomnik homoseksualistów-ofiar narodowego socjalizmu. Będzie to obelisk z instalacją wideo pokazującą dwóch całujących się mężczyzn. Uwzględniając zasadny protest lesbijek postanowiono, że co dwa lata instalacja będzie zmieniana – całujących się gejów będą zastępować całujące się lesbijki. Wzniesiony zostanie także pomnik Sinti i Romów. Jego budowa napotyka jednak na trudności, gdyż Sinti spierają się z Romami, czy w inskrypcji będzie można użyć fatalnego słowa Cyganie.

Za 3 miliony euro powstanie pomnik poległych żołnierzy Bundeswehry. Innym wielkim projektem jest pomnik wolności i jedności. Ponadto za 16 milionów euro zostanie rozbudowane muzeum w Hohenschoenhausen w dawnym więzieniu Stasi. A na 50. rocznicę budowy muru berlińskiego za sumę 38 milionów euro rozbudowane zostanie miejsce pamięci na Bernauer Strasse. W sumie zapewne wszystkie te przedsięwzięcia łącznie z bardzo widocznym znakiem będą kosztowały ponad 100 milionów euro.

Ale to nie wszystko. Dwa lata temu otwarto w Berlinie Muzeum Historii Niemiec, którego idea, promowana jeszcze przez Helmuta Kohla, wywoływała kiedyś ogromne emocje. Teraz – jak pisze jeden z dziennikarzy – „otwarciu muzeum niemieckiej historii 2 czerwca 2006 nie towarzyszyły żadne protesty. Nie było zwykłych ostrzeżeń w felietonach prasowych, choć stała ekspozycja planowana od 20 lat będzie niczym innym, jak quasi-oficjalnym przedstawieniem historii od dawna zjednoczonych Niemiec w centrum jej stolicy. Gdzie się podziały pełne frazesów wątpliwości przeciw „kanclerskiemu muzeum”, które towarzyszyły początkom tej instytucji” (Bernhard Schulz, „Patrimonium”, „Merkur” Sept./Okt. 2006)?

Przywraca się również tradycję pruską. Wiele ministerstw wróciło do odrestaurowanych pałaców przy Wilhelmstrasse, gdzie mieściły się także za czasów III Rzeszy. Odbudowany zostanie Pałac Królewski. Fundacja Preussisches Kulturbesitz należy dziś do najbogatszych w świecie – dysponując siedmioma muzeami, wieloma archiwami i instytutami badawczymi. W Niemczech dba się także o muzea poświęcone utraconym ziemiom wschodnim.Historia splata się więc z polityką na każdym kroku i, jak pisze jeden z autorów: „Niemcy przeszli „długą drogę na Zachód”. U końca tej drogi znaleźli się środku niemieckiej historii” (Eckhard Fuhr, „Wo wir uns finden. Die Berliner Republik als Vaterland”, Berlin Verlag 2005). Stefan Dietrich krytykuje we wspomnianym artykule Erikę Steinbach za to, że podkreślając cierpienia wypędzonych, zapomina, iż cierpiały i cierpią całe Niemcy – tak jak cierpi człowiek po amputacji, a nie odcięta kończyna: „Wraz z niemieckim Wschodem zniknęła cząstka niemieckiej tożsamości i europejskiej kultury, a także wzór tego, jak ludy w epoce przednacjonalistycznej potrafiły ze sobą współżyć. Tylko ten, kto ma o tym pojęcie, może odczuwać z tego powodu smutek. I to jest właśnie to, o czym mógłby przypominać widoczny znak – i czego nie musi się obawiać żaden z sąsiadów”.

Rzeczywiście przypomnienie harmonijnej pokojowej współpracy w duchu przyjaźni Germanów, Prusów, Jadźwingów, Litwinów, Słowian połabskich, Polaków i Niemców etc. w epoce przednacjonalistycznej, łącznie z historią przednacjonalistycznych rozbiorów Polski oraz daremnej, niestety, walki Bismarcka z polskim nacjonalizmem, może jedynie wzbudzać nadzieje i napawać otuchą.

Rządowi Donalda Tuska zarzuca się brak wizji, programu i konsekwencji. Zupełnie niesłusznie. Powoli poszczególne posunięcia układają się w coraz wyraźniejszą spójną całość. Do nowej polityki zagranicznej doskonale pasuje także niedawna informacja o tym, że Ministerstwo Kultury zamierza się wycofać ze wspierania budowy Muzeum Historii Polski w Warszawie oraz Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu. Minister Bogdan Zdrojewski stwierdził, że nie chciałby mnożyć projektów i oplatać Polski sieciami muzeów.

W istocie nie ma takiej potrzeby. Wszak dzięki ożywionej i wzmożonej wymianie młodzieży będzie można organizować wycieczki do Berlina, gdzie polska młodzież będzie mogła się uczyć historii prawdziwie europejskiej, wyzwalając się ze swego zaściankowego nacjonalizmu i uprzedzeń, by łączyć się w smutku z młodzieżą niemiecką za czasami przednacjonalistycznymi i brutalnie amputowanym Wschodem oraz razem budować postnacjonalistyczną przyszłość.

Autor jest profesorem socjologii i filozofem społecznym związanym z Uniwersytetem w Bremie oraz Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”

Po rozmowach Władysława Bartoszewskiego z Berndtem Neumannem już 0 północy w „Deutschlandfunk” jako pierwszą, najważniejszą informację podano, że polski rząd przestał blokować widoczny znak i że nic już nie stoi na przeszkodzie, aby go zrealizować. Niemieckie media zachłysnęły się radością, nie szczędząc pochwał i komplementów Donaldowi Tuskowi. „Der Tagespiegel” mianował go nawet „Polakiem Merkel”. Tylko lewicowa, marksizująca gazeta „Junge Welt” nie była zadowolona z porozumienia, opatrując swoje doniesienie tytułem „Tusk kapituluje”.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?