Historia Prawa i Sprawiedliwości to opowieść o traconych szansach polskiej prawicy. Jarosław Kaczyński miał wszelkie dane ku temu, by stworzyć wielkie ugrupowanie chadeckie. Dziś coraz bardziej zbliża się do ściany i nawet trudno określić, o jakim zabarwieniu ideowym. Zapewne więc już nie powstanie wielka chadecja wzorowana na niemieckiej CDU. Bardziej prawdopodobne wydaje się to, że Kaczyński będzie odgrywał rolę Jean-Marie Le Pena na polskiej scenie politycznej. Znając poglądy szefa PiS, niełatwo go sobie w tej roli wyobrazić. Ale z drugiej strony, wspominając jego polityczne zwroty z ostatnich lat, trudno cokolwiek wykluczyć.
Popularność PiS spada, ale spada nie pierwszy raz. Zwykle partia ta umiała jednym spektakularnym ruchem odwrócić złe trendy. Tyle że teraz – dopóki rząd Donalda Tuska nie zacznie popełniać wielkich błędów marketingowych – trudno będzie się PiS przebić do opinii publicznej. Zwłaszcza że ugrupowanie Kaczyńskiego koncertowo przegrywa wszystkie starcia propagandowe. Wydatnie pomaga mu w tym prezydent, który nie zostawia wątpliwości, czyim jest bratem i do kogo jest politycznie przyspawany.
Mam nawet wrażenie, że utrzymujące się około dwudziestoprocentowe poparcie dla PiS jest poparciem dla kogoś, kto jest anty-Platformą. Gdyby oprócz Prawa i Sprawiedliwości istniała inna realna opozycja, wówczas sytuacja PiS mogłaby być znacznie bardziej dramatyczna. Ale szczęśliwie dla Kaczyńskiego LiD dogorywa, a domniemana konserwatywna partia Ujazdowskiego-Rokity-Dutkiewicza długo nie powstanie.
Nic jednak nie wskazuje na to, by Jarosław Kaczyński chciał tę szansę racjonalnie wykorzystać. Ten wielki polityczny analityk i niezły strateg grzęźnie w meandrach taktyki, w której kieruje się przedziwnymi impulsami, osobistymi sympatiami czy niechęciami, wiarą we własną nieomylność i przekonaniem, że w polityce dla słusznych celów można wszystko.
Gdy w 2001 roku powstawało Prawo i Sprawiedliwość, gromadziło rozmaite środowiska. W założeniu nie miało być ugrupowaniem masowym, ale syntezą różnych grup ideowych po prawej stronie sceny politycznej. I tak obok dawnych wojów z Porozumienia Centrum do PiS trafili tacy ludzie jak Wiesław Walendziak, Kazimierz Marcinkiewicz, Kazimierz Ujazdowski, Paweł Zalewski, Jarosław Sellin, Marek Jurek i Mariusz Kamiński (szef CBA). Byli też Ludwik Dorn, Adam Lipiński, no i Przemysław Gosiewski, Marek Suski, Marek Kuchciński. Byli Adam Bielan z Michałem Kamińskim, Paweł Kowal i Jan Ołdakowski. A także Zbigniew Ziobro.