Miłość Unii racz nam wrócić, Panie

Traktat lizboński to Ewangelia według Komisji Europejskiej. Na początku było Słowo, a Słowo było ułożone w artykuły i paragrafy

Aktualizacja: 06.07.2008 20:01 Publikacja: 06.07.2008 19:50

Miłość Unii racz nam wrócić, Panie

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Ktoś anonimowy zamówił w kościele Świętej Anny w Wilanowie mszę świętą dziękczynną i o błogosławieństwo Boże dla generała Wojciecha Jaruzelskiego. Szkoda, że nie może jej odprawić ksiądz Popiełuszko, ksiądz Zych albo inny duchowny, któremu nie udało się przetrwać błogosławionego czasu mniejszego zła, upływającego pod ojcowskim okiem i opieką generała.

Wyobrażam sobie, że gdyby w odpowiednim czasie zamiast mszy za Ojczyznę odprawiano w kościołach msze za powodzenie Jaruzelskiego i jego stanu wojennego, i gdyby oczywiście modły te zostały wysłuchane, historia Polski mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Bardziej harmonijnie. Nie byłoby dzisiaj IPN i nikt by się nie ośmielił sprawdzać, kto do tych mszy służył. Mielibyśmy msze pontyfikalne ku czci materializmu dialektycznego, a generałowi śpiewano by „Te Deum laudamus” i „Gaude Mater Polonia”.

Ciekawe, dlaczego nikt nie zamawia nabożeństw o iluminację dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego i o jego podpis pod aktem ratyfikującym traktat lizboński? Dlaczego nikt nie wzywa do modlitw o nawrócenie Irlandczyków? Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, na drogę cnoty racz ich wrócić, Panie.

Sprawa jest dość prosta. Unia Europejska w dzisiejszym wydaniu, zwłaszcza intelektualnym, sama jest religią całkowicie samowystarczalną. Traktat lizboński to Ewangelia według Komisji Europejskiej. Na początku było Słowo, a Słowo było ułożone w artykuły i paragrafy. Aby dziś być dobrym,prawomyślnym Europejczykiem, trzeba tylko powtarzać wyznanie wiary. Wierzę w polityków obcowanie, długów odpuszczenie, żywot szczęsny amen.

Jako religia młoda, europeizm lizboński, zwany przed soborem w Lizbonie – konstytucyjnym, przeżywa okres fanatyzmu. Europę, zasiedloną przez niedobitki wojujących pogan oraz rzesze indyferentnych religijnie, zdezorientowanych analfabetów moralno-politycznych przemierzają tłumy flagellantów, uzbrojonych w pejcze i kańczugi, którymi chłoszczą do krwi wszystkich nie dość gorliwych w wierze. Jest to pewien postęp, bo w średniowieczu biczowali siebie na odpuszczenie grzechów.

Irlandczycy jako jedyni – bo tylko im dano taką szansę – otwarcie pokazali, że tkwią w błędach zabobonów i są poważną przeszkodą dla nastania Królestwa Niebieskiego na ziemi europejskiej.

A jak wiadomo od wieków, choremu, który nie chce uznać, że jest niezdrów, można i trzeba przyjść z pomocą nawet wbrew jego woli, nawet siłą, aby przyprowadzić go na powrót do zdrowia. Takie są też zamiary konsyliarzy europejskich wobec cierpiących z własnej winy Irlandczyków. Popychanie ku zdrowiu zostało już zadecydowane, trwa tylko szukanie metod najskuteczniejszych.

Winą Lecha Kaczyńskiego jest to, że nie chce się podpisać pod receptą na lek dla Irlandczyków, a może pod świadectwem ich zgonu. To się okaże później.

No więc mamy powtórkę z historii nie tylko świata starożytnego z czasów Teodozjusza i świętego Augustyna, ale i z czasów Józefa Stalina i Włodzimierza Lenina, które także miały wszystkie cechy wojny religijnej nowego ze starym. Ten religijny, metafizyczny rys łączy rewolucję proletariacką z rewolucją biurokratyczną i jest powodem, dla którego nie ma mszy za sukces traktatu lizbońskiego, tak jak nie odprawiano w świątyni Serapisa w Aleksandrii nabożeństw za triumf Chrystusa, a w cerkwiach Rosji za powodzenie dekretów o ziemi i rozkułaczaniu.

Nową religię buduje się na gruzach starej, a nie na jej fundamentach. Tak nam wyrasta w Europie nowe, świeckie wyznanie. Tak tworzy się nowe kapłaństwo. Kandydatem na papieża tej pragmatycznej religii sam ogłosił się Nicolas Sarkozy, proponując, aby prezydencję Francji, określoną przepisami na sześć miesięcy, przedłużyć na miesięcy 18. Na razie.

Dlaczego nie? Skoro można uznać, że referendum irlandzkie nie ma żadnego praktycznego znaczenia, można równie dobrze umówić się w czasie kolacji, że sześć miesięcy trwa trzy razy dłużej. Najpierw 18, a potem, kto wie,może 18 lat.

Jeśli Tysiącletnia Rzesza potrwała lat 12, to pewnie działa to i w odwrotną stronę. Półroczna prezydencja potrwa lat tysiąc. Wszystko jest tylko kwestią konwencji. Sukces zależy od propagandy i siły, nie argumentów, ale demagogii.

Prezydent Kaczyński uznał naiwnie, że pacta sunt servanda, i wstrzymał swój podpis, za co od razu został obłożony ekskomuniką. Zagrożono nawet wyklęciem od europejskich ołtarzy wszystkich Polaków jako schizmatyków,co pokazuje, że historyczne instytucje walk religijnych trzymają się krzepko.

Jest w tym coś pocieszającego, skoro parę tysięcy lat modernizacji społeczeństw europejskich nie zmieniło ani natury ludzkiej, ani jej odruchów. Przy okazji, już na naszym polskim gruncie, mogliśmy się przekonać, że życie polityczne bardzo przypomina u nas życie zakonne, w którym przestrzeganie reguły i dogmatów ważniejsze jest niż przestrzeganie cnoty.

Dobrze jest się modlić – za Jaruzelskiego, za traktat, za Irlandczyków, za Kaczyńskiego, ale czasami warto pomodlić się za siebie i za rozum. Gwarancji wysłuchania nie ma jednak żadnej.

Autor jest felietonistą i publicystą dziennika „Fakt”

Ktoś anonimowy zamówił w kościele Świętej Anny w Wilanowie mszę świętą dziękczynną i o błogosławieństwo Boże dla generała Wojciecha Jaruzelskiego. Szkoda, że nie może jej odprawić ksiądz Popiełuszko, ksiądz Zych albo inny duchowny, któremu nie udało się przetrwać błogosławionego czasu mniejszego zła, upływającego pod ojcowskim okiem i opieką generała.

Wyobrażam sobie, że gdyby w odpowiednim czasie zamiast mszy za Ojczyznę odprawiano w kościołach msze za powodzenie Jaruzelskiego i jego stanu wojennego, i gdyby oczywiście modły te zostały wysłuchane, historia Polski mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Bardziej harmonijnie. Nie byłoby dzisiaj IPN i nikt by się nie ośmielił sprawdzać, kto do tych mszy służył. Mielibyśmy msze pontyfikalne ku czci materializmu dialektycznego, a generałowi śpiewano by „Te Deum laudamus” i „Gaude Mater Polonia”.

Pozostało 82% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska