Podobało mi się to, co mówił Lech Wałęsa, zeznając niedawno przed sądem jako świadek w sprawie o Grudzień 1970 roku. Ale chciałbym zatrzymać się nad jednym stwierdzeniem Lecha, a mianowicie nad tym, że aby dobrze rozliczyć PRL, trzeba by najpierw rozliczyć głowy, a nie ręce. Głowy, czyli, jak powiedział, „tych, którzy nas w to wrobili, w roku 1939 i 1945”.
W tym stwierdzeniu nie było uniewinniania zbrodni politycznych PRL z roku 1970 czy lat wcześniejszych bądź późniejszych i oczywiście to nie był postulat, bo głowy roku 1939 i 1945, o których myślał Lech, od dawna są po sądzie boskim i na sądach historyków. Ale w tym stwierdzeniu zawiera się myśl ważna, choć z trudem torująca sobie drogę, a mianowicie, że nie można właściwie rozliczyć Polski Ludowej, pomijając fakt, że na jej kształt, w tym na system polityczny, nie miało wpływu społeczeństwo ani nawet jego komunistyczna część.
a nawet nie zafundowali mu go polscy komuniści. W niego „nas wrobiono”, jak prosto i trafnie powiedział Wałęsa. Polscy komuniści się z tego „wrobienia” cieszyli, reszta na odwrót, ale jedni i drudzy nie mieli nic w tej sprawie do powiedzenia.
Wrobienie z zewnątrz to istotny fakt, który czyni rozliczenie z PRL o wiele trudniejszym, niżby było przy rozliczaniu dyktatury rodzimej – jak sanacyjna, Pinocheta dla Chilijczyków bądź Franco dla Hiszpanów. Przy rozliczaniu dyktatury rodzimej odpowiedź na pytanie, czy ci, co jej służyli, powinni z samej racji służenia ponieść konsekwencje, wydaje się twierdząca – bo zrobili zło, którego bez ich udziału mogło nie być.
A jak wygląda sprawa rozliczania dyktatury narzuconej z zewnątrz? Tu odpowiedź nie jest prosta, i to w żadną stronę. Z jednej strony oceniamy ludzi, którzy uczestniczyli w czymś złym, ale z drugiej – bez nich to zło także by zaistniało. Co więcej, mogło być większym złem.