Nikt nie zna scenariusza dalszego rozwoju kryzysu gospodarczego, jednak niewielu już można spotkać takich, którzy zalecają jego zignorowanie. Owszem, są „lewicowcy”, którzy pod hasłem „ukarać kapitalistów” sprzeciwiają się zaangażowaniu państwa w pomoc dla banków. Także rynkowi fundamentaliści, dla których państwo jest diabłem wcielonym, sprzeciwiają się nadzwyczajnym kryzysowym wydatkom.
Dominuje jednak przekonanie, że – przynajmniej obecnie – rynek pozostawiony sam sobie może zrodzić kryzys na skalę tego z lat 30. A wielka depresja przyniosła nie tylko bezprecedensowe negatywne następstwa dla rozwoju gospodarczego, ale i stymulowała straszne zdarzenia polityczne – sukces faszyzmu. Wszyscy jesteśmy zainteresowani, by nie wybuchł wielki pożar.
[srodtytul]Na rozdrożu[/srodtytul]
W różnych krajach trwa poszukiwanie kompromisu i podejmowane są uzgodnione działania doraźne. To nie wystarczy, ale jest ważne. My mamy chyba korzystniejszą sytuację obiektywną, ale znacznie większe trudności z uzgodnieniem działań. Nie brakuje arogantów, którzy inaczej myślących chętnie przedstawiają jako idiotów. Nie istnieje jednak metoda, za pomocą której można wyłonić „prawdziwych fachowców”.
Czyż Alan Greenspan nie jest fachowcem? Jest. Fachowcem jest też Leszek Balcerowicz. Ale zarówno ten pierwszy, jak i ten drugi nie są nieomylni. Więcej, dziś widać, że kryzys powstał w gloryfikowanym przez nich systemie rynkowym. Greenspan to przyznał, ale rynkowi fundamentaliści znad Wisły zachowują świetne samopoczucie i chętnie biją się w cudze piersi.