Kilka dni temu oglądałem, jak w studiu telewizyjnym gościł polski oficer marynarski handlowej pływający na norweskich statkach. Zapytany, dlaczego, zamiast płacić milionowe okupy, statki nie wynajmują zbrojnej ochrony, gość był autentycznie zdziwiony. Przecież w razie podjęcia walki ktoś z ochrony mógłby zginąć, nie mówiąc o przypadkowej tragedii, w której mógłby ucierpieć ktoś z załogi. Poza tym możliwość porwania jest wliczona w koszty przez armatora!
Ów marynarz należy do świata dzisiejszych ludzi morza, którym wizja obrony statku wydaje się tak samo absurdalna, jak żołnierzom NATO np. skalpowanie pobitych wrogów. Firmy ubezpieczeniowe zazwyczaj zobowiązują kapitanów do unikania ryzyka, bardziej troszcząc się o przewożony towar niż o prestiż armatorów. A że obdarci Somalijczycy przeszukują kabiny, zabierając co im się żywnie podoba? Trudno. Armatorzy nakazują nie reagować na agresję i cierpliwie czekać na okup. Co więcej, zalecają jak największą dyskrecję w informowaniu o porwaniach. Wszystko, aby nie zaszkodzić negocjacjom z morskimi bandytami.
Ta pozorna logika ma jedną słabość: każde udane porwanie statku i uzyskanie okupu utwierdza napastników w przekonaniu o potędze i ściąga na następne jednostki kolejne napady. W egoistycznej logice pojedynczych firm nie musi to wiele znaczyć. Z punktu widzenia bezpieczeństwa żeglugi międzynarodowej suma takich aktów zracjonalizowanego tchórzostwa znaczy wiele.
[srodtytul]Prestiż białego człowieka[/srodtytul]
Pojawienie się barbarzyńców to nieomylny znak zaniku ładu imperialnego. Historycy żeglugi są zgodni, że w XIX wieku zjawisko piractwa na wodach międzynarodowych zlikwidowała dopiero dominacja brytyjskiej Royal Navy.
Wcześniej piraci od Karaibów po Malakkę korzystali z rywalizacji morskich potęg. Gdy Holendrzy walczyli z Hiszpanami, a Brytyjczycy z Francuzami, sprytni piraci obstawiali jedną stronę konfliktu. Ceną za ich wsparcie było przymknięcie oka przez morskie potęgi na bandyckie rozboje. Nawet Polska w swych skromnych morskich dziejach zanotowała instytucję kaprów, czyli bałtyckich piratów rabujących pod patronatem Zygmunta Augusta.