Polityka narkotykowa jest uznawana za temat kontrowersyjny. Nie wynika to jednak z wielości uprawnionych punktów widzenia, ale z uporczywego reprodukowania nieporozumień i ideologicznych mitów na ten temat. I niestety te szkodliwe mity leżą u podstaw polskiej polityki.
[srodtytul]Dzieci z podwórka[/srodtytul]
Najpopularniejszym mitem jest przekonanie, że karanie za posiadanie nawet niewielkich ilości jest dobrą metodą walki z narkomanią i związanymi z nią negatywnymi zjawiskami społecznymi. Jest on uporczywie powielany, mimo że dziesięć lat restrykcyjnej polityki narkotykowej nie zdało egzaminu. Jak mówi Kajetan Dubiel ze Służby Więziennej, w więzieniach siedzą głównie okazjonalni użytkownicy, a nie handlarze.
Mitowi o zbawiennych skutkach represji uległ ostatnio sam premier Donald Tusk, wypowiadając się na temat proponowanych zmian w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Po pierwszych sygnałach o zamiarach łagodzenia prawa przyszedł kubeł zimnej wody. „W Polsce nic się nie zmienia, kara jest wciąż taka sama za posiadanie narkotyków. Chcemy dać szansę osobie złapanej z niewielką ich porcją, by ta pomogła nam złapać dilera, wskazać producentów” – mówił Tusk. Różnica polegałaby na tym, że prokurator mógłby odstąpić od wymierzenia kary.
Można sobie wyobrazić, jak w praktyce będzie wyglądało postulowane „dawanie szans”: jak nie sypniesz, to pójdziesz siedzieć. Policja w poszukiwaniu współpracowników wciąż będzie przetrzepywać plecaki i wywracać kieszenie. Nietrudno zgadnąć, w kogo to wszystko uderzy najbardziej. Łatwiej będzie zatrzymać dzieciaki z biednego blokowiska przesiadujące na ławce na podwórku niż gości modnego klubu.