[b][link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/12/03/rok-sceptyka/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Ekolodzy traktują daty jak drogowskazy. Szczyt Ziemi Rio'92, Kioto'97, Natura 2000, Cap-Trade 2005, konsensus klimatyczny 2007, Rospuda 2008... Niech zatem rok 2009 zamiast kopenklapą okrzyknięty będzie rokiem sceptyka. Uczonego, który miał odwagę zadawać pytania, podważyć sfałszowane badania naukowe. Uśmiercić ideologie ocieplenia. Nie naukę, nie starania o czystsze powietrze, ale terror ekomniejszości nad resztą świata. Tendencyjne prognozy pogody
Ekolodzy niezdarnie bronią się, tłumacząc, że e-mailowe manipulacje to tylko taka uczona retoryka. Że nie mieli na myśli kasowania e-maili, tylko błędne dane. Że ich sztuczki to tylko nowe metody pomiarów, a nie taki sposób gromadzenia danych, żeby ukryć brak dowodów na wzrost temperatur – co zresztą w innych e-mailach sami przyznawali.
Zaufania i, co ważniejsze, monopolu na naukową prawdę nie odzyskają. Dziś nawet lewicowy "New York Times" publikuje teksty sceptyków, jak Don Easterbrook czy Wallace Broecker, dowodzących, że temperatury na Ziemi ani drgnęły od 12 lat. Profesor Richard Lindzen jest najchętniej czytanym naukowcem "Wall Street Journal". Od lat powtarza, że emisja CO[sub]2[/sub] na Ziemi musiałaby się zwiększyć czterokrotnie, żebyśmy mogli dostrzec jej wpływ na klimat.
Profesor Patrick Michaels z promującego wolny rynek Cato Institute przyznaje, że znów otwierają się przed nim łamy naukowych czasopism do niedawna zarezerwowanych dla katastrofistów, takich jak "Climate Research" czy "Geophysical Research Letters". Michaels dowodzi, że niewielkie ocieplenie jest częścią stabilizacji temperatur po tzw. małej epoce lodowcowej XV – XIX w. Od czasów wiosny ludów (rok 1848) średnia temperatura wzrosła zaledwie o 1,5 stopnia Celsjusza.