W piątą rocznicę śmierci Jana Pawła II wspominać będziemy jak zwykle jego heroiczną postać i wielki pontyfikat, podczas którego w pokojowy sposób odnowiło się „oblicze tej ziemi”: rozpadł się komunizm. Media przypomną zapewne dramatyczne i wzniosłe chwile odchodzenia papieża z tego świata, w których dzięki telewizji uczestniczyły miliony ludzi.
Ogólnonarodowy żal po wielkim i kochanym rodaku, zbliżający na ulicach miast obcych sobie przechodniów, jednający zwaśnionych polityków i kibiców, okazał się niestety typowym dla nas słomianym ogniem. Niewiele dziś dostrzegamy w polskim życiu – zarówno społecznym, jak i kościelnym – spodziewanych owoców kierowanej przez 27 lat do rodaków papieskiej katechezy. Czy czekająca nas – jak wszystko na to wskazuje – w przyszłym roku beatyfikacja Jana Pawła II ma szansę odmienić ten smutny stan rzeczy?
Nie liczyłbym na szukających jednodniowej sensacji dziennikarzy i udających wzruszenie prezenterów telewizyjnych ani na polityków, którzy hurmem ruszą do Watykanu, by zająć tam miejsca w pierwszych rzędach na placu św. Piotra. Ciekawi mnie natomiast bardzo, jak tę wielką szansę wykorzysta mój Kościół.
[srodtytul]Pokarm narodowych kompleksów[/srodtytul]
Podano właśnie do wiadomości, że z inicjatywy episkopatu, począwszy od 11 kwietnia, w każdą drugą niedzielę przez kolejnych dziewięć miesięcy w prasie, telewizji, radiu i Internecie będzie przedstawiane nauczanie papieża z pielgrzymek do Polski, a w parafiach podczas specjalnego tygodnia duszpasterskiego odbędą się modlitwy o beatyfikację. Zapowiada się więc zakrojona na dużą skalę „promocja” postaci Jana Pawła II. Czy o to chodzi?